/swojana/

środa, 30 stycznia 2013

Wierszyk z kosza o przemijaniu pierwiastków

W niedzielny poranek przy kuchennym stole,
nad rondelkiem żeliwnym pełnym jajecznicy,
usłyszałam głos krągły jak oko bawole,
mrukliwy, powłóczysty, głos własnej kocicy.

Choć wpierwej myślałam, że coś mi się zdaje,
że omamów dziwnych dopadła mnie zgraja,
ujrzałam jak wędruje stołu ostrym skrajem,
a ogon puszysty sterczy niby faja.

Kot rzekł mi niepomny na me zadziwienie,
o tym co zasłyszał o istocie rzeczy,
że w młodsza dziewoję nigdy się nie zmienię,
doświadczenie zaś zyskam, co stratę tę leczy.

Walutą -Twa młodość,  towarem - rozwaga,
w kantorze wymieniaj życia tajemnice,
nie drzyj szat z rozpaczy i o czas nie błagaj,
zwiedzałaś dotąd niebo, teraz zaś piwnice.

Nie stanie urody, nie stanie gibkości,
nic doprawdy, nic więcej, wokół mnie nie stanie:),
nie pomogą łzy gorzkie i akty żałości,
opakowanie z Baśki - wieczne spoczywanie.

Miedzy kęsami śniadania, tematem przejęta,
rozważać więc zaczęłam wątek przemijania,
czy przede mną droga, którą smutek spęta,
czy się dusza moja ku radości skłania?

Kot tymczasem bez żalu, zarzuciwszy wzrokiem,
z godnością się oddalił, skończywszy wywody,
poruszał się jak kocię miękkim, lekkim krokiem,
 choć się potknął trzykrotnie, wszak nie jest już młody;)
/swojana/ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz