Ksawery
Nie wiem, czy wyznać, raz dwa
trzy cztery,
Bo może przyznać mi nie wypada,
Spotkał się ze mną pewien Ksawery,
Od stóp do głowy ciało me badał
A przy tym gadał…
Miętolił z werwą, wył i podrzucał,
Dziki, gwałtowny, nieujarzmiony,
W pozornej ciszy na śniegu
kucał
To bezlitośnie smagał
perony
Gość nawiedzony
Kurzył i dmuchał, jak paw się puszył,
Światu pokazać chciał męską grację,
Gdy tylko pociąg z
peronu ruszył..
Zerwał "a" trakcję
Takie atrakcje
Zanim zawitał, już wszystkie stacje
Głosiły: facet to zjawiskowy
I założyły ogromną frakcję,
Zbudować chciały
schron atomowy,
Baranie głowy
Ksawery Orkan jeszcze całusa
Posłał czułego na pożegnanie,
Gdzieś w otchłań nieba szybko dał susa,
Pozostawiając mnie w dziwnym stanie
Jak po orkanie…
I tylko słowa krążą jak
ptaki,
co z gniazda myśli wyszły
niezdarnie:
„Miał być Ksawery nie byle jaki,
tymczasem chłopak dmuchał niezdarnie”
Marnie, oj marnie…
Cóż znaczy sława,
piar nienaganny,
Która wyprzedza człeka
o krok,
Na Ksawerego czekały
panny,
Teraz zapomną nim minie
rok…
W bok skok…
/swojana/
/swojana/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz