Karpik i śledzik, to jak wiadomo, podstawa świąt i choćby, cytując moją wybitną Kuzynkę Danasię, człowiek musiał później zabijać lęk przed utyciem alkoholem, to jednak dba o to, by ryb było bogactwo a nasz układ trawienny miał roboty ponad miarę. Zgodnie z wytycznymi świątecznej tradycji udałam się więc do RYBNEGO.
Obsługiwały dwie panie, Młodsza i Starsza, bardzo już zmęczone ruchem świątecznym, ale grzeczne i profesjonalne w obsłudze podnieconego świętami, klienta:) Dotarłszy (imiesłów przysłówkowy uprzedni) do kasy poprosiłam o kilka dzwonków i ogonków karpika oraz śledzie matiasy. Pani Młodsza nabiła coś na kasę, po czym chwyciła się za głowę:
- O Jezu! (to gwoli zbliżającego się narodzenia!) - nabiłam 120, a pani ma rachunek na 70! Co tu zrobić? Oj!
Przez chwilę myślała w pośpiechu, po czym podskoczyła, niczym Pomysłowy Dobromir z kreskówki, kiedy doznawał olśnienia: - Mam! Mam! Pani daje mi sto dwadzieścia złotych, ale to nieprawda. Ja Pani wydaję 50, ale to nieprawda...
- Co robisz? - zapytała Pani Starsza
- Wyższa matematyka - uśmiechnęłam się czekając na rozwój wypadków, które przekroczyły już dawno możliwości mojej percepcji arytmetycznej:)
- Czekaj, czekaj...., więc pani mi daje siedemdziesiąt i to jest prawda, ale ja niby biorę sto dwadzieścia i wydaję..., ale to jest nieprawda i.....
Trudno mi dalej przytoczyć operacje, jakich dokonała Pani Młodsza, czyniła to jednak niezwykle zgrabnie. Szczęśliwy finał zakończył się jej radosnym okrzykiem: -Udało się! Jestem genialna! - spojrzała w kierunku Pani Starszej, która z chwyciła się pod boki patrząc z niedowierzaniem, po czym z filuternym uśmiechem rzekła:
- Ale to nieprawda!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz