/swojana/

piątek, 26 grudnia 2014

Jutrznia i pasterka na Lesisku


Jak co roku wybrałyśmy się z Danasią, by tuż przed Północą trwać w nabożnym oczekiwaniu na cud. Mamy takie miejsce za organami na chórze, gdzie wyśpiewujemy pod niebiosa, czasem bez słów. Co z tego, że człek w swej naiwności wierzy, że tym razem zachowa należną powagę. Powaga odchodzi wraz z osobą Kuzyna Jacentego, który skutecznie rozprasza mroki bożonarodzeniowej nocy (synonim: Gwiazda Betlejemska). W tym roku  na chórze wypatrzył   dla Danasi kawalera. Jak wiadomo nie jest to łatwe... Coraz mniej żyjących kandydatów w wieku Danasi. Czy to w swej niespotykanej skromności lubo zapatrzeniu w cuda niebieskie,  nie reflektowała, a szkoda! Miał ci on bowiem wystylizowaną grzywkę przypominającą jako żywo archaicznego idola nastolatek żyjącego w XX wieku, Limahla. Cóż, najgorszy przymus. Będziemy szukać dalej. Podobno mężczyźni żyją
najdłużej w Japonii. Tylko czy Danasia chciałaby Azjatę? I czy Azjata wytrzymałby z Danasią, która wołałaby bez ustanku: "Suszi mnie, suszi?":)

wtorek, 9 grudnia 2014

Tęsknota za słowem

Dogorywając w swym gospodarstwie (influenca) zastanawiam się nad zmierzchem sztuki epistolarnej. Kiedyś święciła ona niebywałe sukcesy, czy to w oficjalnej wymianie koniecznych informacji (z zachowaniem wszelkich form grzecznościowych), czy też w nieoficjalnej, między małżonkami, kochankami, rodzeństwem. Ta druga równie zmyślnie operowała grzecznościowymi zwrotami, choć w rzeczy samej przesyconymi nieco akcentami emocjonalnymi jak: "ślę gorące uściski", czy "całuję Twe słodkie rączęta, Anielko" lubo "nie mogę zaś doczekać, kiedyż to w Twe oczęta  spojrzę" "Kochający czule, Bodzio".
Jedyną formą kontaktu listownego, który oferują nasze przebrzydłe czasy, są listy z urzędu. Wydrukowane, do szpiku formalne, choć z obowiązkową formułą pozdrowienia: "Pozdrowienia, Szef Działu Obsługi Klienta, Stefan Nadolny. I czy ten Stefan rzeczywiście mnie pozdrawia?
Od bliskich listów się nie dostaje. Nikt już nie pisze. Zakochani wysyłają smsy lub czatują (na siebie też czasami). Na listy nikt nie czeka z drżeniem serca, za wyjątkiem tych mających nadejść od komornika sądowego. A jak komornik umrze, to i on przestanie pisać... (nie ma on żadnych znamion nieśmiertelności, choć czasem stwarza takie pozory:). Gdyby jeszcze tak pójść do więzienia..., ale i tu próżno szukać śladów dawnej sztuki. 
W sklepach papierniczych poniewierają się jeszcze papeterie, kusząc niejednokrotnie wyszukanym wzornictwem (chroń mnie Panie, od stosowania angielskiego design'u). Wywołują one niezwykłe wrażenie luksusu dziwnie pomieszane z oślim osłupieniem (osioł to znane mi dobrze zwierzę). Chciałoby się pisać, ale próżno szukać warsztatu. Ręka odwykła, tematy omówione wyczerpująco. Zaledwie przed chwilą telefon komórkowy wylądował w kieszeni. Wszystko zostało powiedziane. Kropka postawiona. A archaiczne znaki polskiej kaligrafii? Słyszeliśmy o nich.
Nasze wnuki nie znajdą listów związanych jedwabną tasiemką przesiąkniętych archaiczną czułością.
R.I.P

PS. Poczta Polska też "pagib". Tylko komornik jeszcze jakoś dycha:)
PS1.Parafrazując słynnego Wiliama*: "List, list, królestwo za list..." 

*A horse! A horse! My kingdom for a horse! (William Shakespeare, Ryszard III)

niedziela, 7 grudnia 2014

Dzień Górnika, wiadomości z 4.12


Wszystkiego najlepszego wszystkim górnikom, w szczególności zaś Jacentemu i Jerzemu!
Barbara (nie patronka i nie święta, choć tak by się mogło wydawać:))