/swojana/

czwartek, 23 grudnia 2010

Wariacje z Aniołem

Upadł Anioł w zaspę  i tak do mnie woła: czy podniesiesz, Baśko, starego Anioła? Jasna sprawa, rzekę,  i za skrzydło chwytam, on mię z troską wielka w międzyczasie pyta: jak się żyje, Baśko? Zadaje mi Anioł intymne pytanie, jakże mu zgodnie z prawdą odpowiedzieć na nie? Nie chcąc urazić Anioła, bo to nie uchodzi, mówię: osieł ma przód i tył, w zadnią stronę chodzi. Życie zaś moje, Aniele, rzadko trzyma się kupy, a kupa jak Ci wiadomo, blisko jakoby dupy. I tum zawstydzona brzydkie rzekłszy słowo, zaczęłam starego Anioła wyciągać na nowo. On zaś skrzydło otrzepał, rzecze:  nie ma złego, jest Baśko nadzieja, chodźmy na jednego.




Raz przysiadł znów Anioł: stary, bladolicy: napiłbym się, Baśko, górlolskiej żentycy. Bo dalibóg wczoraj, jakeśmy spożyli, to mię się Wielkanoc z Narodzeniem myli. A to byłaby przecie sprawa zbyt ponura, gdyby niebieski Anioł dał w rzeżuchę nura. Toć od wieków wiadomo, że trzeba klin klinem,  nie miałam żentycy upiłam go winem.  Czołem, Baśko, to nara, rzecze w onej chwili, i leci niosąc prezenty, nie bacząc promili, a ja półprzytomnym świat omiatam okiem, czy mnie dobry Bóg Ojciec nie zgromi swym wzrokiem.
(swojana)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz