"Dnia 24 stycznia 1935 roku o godzinie 7 minut 55 rano urodził się drugi z rzędu mój syn a trzecie z rzędu moje dziecko. Żoną opiekowała się położna Maria Schmidowa moim zdaniem bardzo umiejętnie"(E.Kieloch, Pamiętnik 1935).
I tak na świecie pojawił się mój Tata. Nadano mu, zgodnie ze zwyczajem, staropolskie imię - Leszek, oznaczające przebiegłość. U Taty przebiegłość została cudownie zastąpiona dyplomacją, co w połączeniu z mądrością i dobrocią, spowodowało, że był osobą powszechnie kochaną i szanowaną. Nie jest to wyłącznie moje subiektywne odczucie jako córki, do dnia dzisiejszego ktokolwiek mówi o Leszku, mówi o Nim z miłością. Do Leszka szło się po radę, zrozumienie, dowcip. Miał niezwykłą zdolność łączenia ludzi i znajdowania najlepszych rozwiązań w trudnych życiowo, sytuacjach. Cierpliwy, skupiony, spokojny, zarażał innych swoimi pasjami - górami, muzyką i nauką.
Nie istniałby jednak Leszek, bez Bogdana. Od początku połączyła ich tak silna, nierozerwalna braterska więź, że całe życie wzajemnie się uzupełniali. Po śmierci Bogdana w 1988 roku, Tata powiedział swojemu szwagrowi: "Mieciu, zostało mnie na pół. A poza tym źle się czuję". Odszedł w 1989 roku.
Lesio 1938 r. |
Emil wspominał, że czas przed narodzinami Lesia, był dla Heli najtrudniejszy. Puchły jej nogi, skarżyła się na duszności i skurcze. Nadmienił, ze miała "depresję duchową", która wystąpila już i w przypadku drugiej ciąży, z Lusią, ale w znacznie mniejszym natężeniu. Obawiała się, że dziecko położone jest poprzecznie, co sprawiło że narastał lęk przed niebezpieczeństwem w czasie porodu. Jest stan był na tyle zły, że dr Wachulski podawał jej dożylnie zastrzyki. Emil nie wiedział dokładnie, jaki zastosowano lek i co leczono.
Hela powtarzała przed porodem: "Może za kilka miesięcy będę już pod trawnikiem".
Emil nie martwił się jej depresją, bo dobrze rozumiał jej istotę. Wspomniał, że sam kiedyś miał stany depresyjne. Bardziej niepokoiły go fizyczne dolegliwości żony.
24 stycznia obudził się o 4 nad ranem. Hela była niespokojna.
-Co ci jest? - zapytałem się jej
-Może będziesz musiał iść po "Szmidtkę" - odrzekła
-Pójdę natychmiast.
-Jeszcze nie potrzeba...będziesz daremnie budził kobietę.
Emil zdecydował się wezwać położną. Hela odczuwała bóle od północy. Najpierw udał się na "wieś" po mamę Heli, prababcię Szarkową, dopiero później po akuszerkę.
Sam poród miał normalny przebieg - od pojawienia się pierwszych bóli do narodzin upłynęło 7-8 godzin (0.30 - 7.55). Hela cierpiała po porodzie bardziej ze względu na silne skurcze, co jak wiadomo nasila się po każdym kolejnym, narodzonym dziecku.
Lesio - ok. 1937 roku |
Dziecko ochrzczono 3 lutego 1935 roku w kościele w Dziedzicach. Podczas chrztu otrzymało drugie imię - Jan. Boguś życzył sobie, żeby małego braciszka nazwać "Lesiu", zaś Lusia chciała mieć "Janusia". Boguś widział kiedyś maleńkie dziecko koleżanki Heli, Linkowej (zd.Ebertówny). Wołano na nie "Lesiu". Od tej pory zapragnął, by mamusia "kupiła" mu małego Lesia.
Lesio, Lusia, Boguś r.,1936 |
"Sto pociech mieliśmy z Bogusiem i Lusią przy ustalaniu imion dla ich najmłodszego braciszka. Hela, zapytana przez kogoś, jakie imię należałoby nadać na chrzcie nowo narodzonemu dziecięciu, odparła:
-Mnie to jest "fuk", jak go ochrzcicie (wyrażenie gwarowe"fuk" oznacza tyle co wyrażenie "wszystko jedno").
-Widzisz Bogusiu - odezwalem się żartobliwie - mamusia chce nazwać dzidziusia "Fuk".
Bogusiowi zdawalo się, że braciszek ma otrzymać imię "Fusch" Taka nazwę nosił w Dziedzicach rzeźnik żydowskiego pochodzenia.
-Ja nie chcę - zaprotestowało dziecko - żeby on mięso sprzedawał, ja nie chcę "Fusch"."(Pamiętnik 1935)
Przez pierwsze dwa lata życia Boguś też nosił przezwisko: "Petka" od "trompeta" (trąbka, fujara). Było to zasługa Emilka, który odezwał się do dziecka w te słowy:
- "Bogusiu, tyś jest "trompeta". Malec zaprotestował: "Nie tak peta"!. Pokutowało to więc krótko i całe szczęście, mogło przylgnąć na całe życie;). Potem nazywano go już wyłącznie Bogdanem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz