/swojana/

piątek, 11 stycznia 2013

Kielochy - wybuch II wojny światowej - na podstawie wspomnień Lusi Kielochówny.

1 wrzesień 1939, piątek
Hela wybrała sie z najstarszym synem, Bogusiem  na mszę świętą do kościoła Wspomożenia Wiernych w Dziedzicach. Usłyszeli hałas unoszący się gdzieś wysoko ponad ich głowami - niemiecki samolot! Hela dowiedziała się, że rano, nad Ochodzą, tuż za Dziedzicami, zrzucono bombę. Zaczął się straszliwy ruch. Ludzie w panice przychodzili do Emila po radę, pytali, co robić dalej. Dziadek zachował stoicki spokój, na jaki tylko było go stać. Udał się na gospodarstwo Kielochów - Wronów, by sprawdzić, jak sobie radzi jego matka - prababka Marjanna Kielochowa. W oddali oddawano strzały. 
Hela pozostała w domu na Targowej. Bezradna, roztrzęsiona, płakała. Dzieciom - Lesiowi, Lusi i Bogusiowi założono profilaktycznie maski z materiału. Tymczasem za domem, na tzw. Cegielni (glinioku), ustawiono zasieki wojskowe. Stefan Szarek, brat Heleny, pobiegł na dworzec w Dziedzicach, by zbadać sytuację. Wrócił krzycząc ze wszystkich sił: "Hela, dekuj się!". Emil - spokojny, w nienagannym białym garniturze, wymachując laseczką, powrócił do domu i z wrodzoną sobie, flegmą,  rzekł: "No to wyruszamy".
Rodzina ewakuowała się do Lanckorony, rodzinnej miejscowości prababci Szarkowej. Do Emila dołączyła  Aniela Kielochowa, żona Franka Kielocha (brata Emila) z dziećmi - Zdzisiem i Jadzią. Najmłodsi jechali na drewnianym wózku. Mały cieszył się, bo miał całą walizkę wyładowaną czekoladą (jego tata - Franek - prowadził w Dziedzicach sklep kolonialny). Czteroletni Lesio, mój Tata, wieziony był w wózeczku dziecinnym. W pewnym momencie noga utkwiła mu w kole i stracił bucik. Dramatyczna ucieczka trwała w nieskończoność. Mijali płonące domy i martwe konie. Zdarzyło się, że odpoczywali pod figurą świętego stojącą u drogi, gdy dostrzegli  Żyda, a za nim siedmioro dreptających  na bosaka, dzieci. Przysiedli obok  i posilali się własnymi zapasami.
W Inwałdzie odpadło koło drewnianego wózka, więc pozostawiono rzeczy, wędrówka trwała nadal. Jak najdalej od Dziedzic! Hela, zawsze elegancka, maszerowała w butach na obcasach. Jej nogi krwawiły. Emil postanowił wynająć kolasę, która wiozła dzieci. Osłabiona Hela pchała wózek, ale w pewnym momencie zemdlała i osunęła się na ziemię. Ratowały ją przechodzące obok kobiety. W czasie nalotów wszyscy chronili się pod mostami. Lanckorona stała się azylem nie tylko dla Kielochów, ale i dla siostry Heli, Elżbiety Sieńczakowej, która dotarła tu z trojgiem swojego potomstwa - Marysią, Jankiem i Staszkiem. Lusia, która ukończyła wtedy osiem lat, wspomina jak bracia Sieńczakowie oskrobali maleńkimi nożykami, gliniany, rodzinny dom babci Szarkowej. Dziadek Emil opuścił rodzinę i udał się na zjazd urzędników państwowych pod Kowel.
Po kilku tygodniach matki z dziećmi - Hela, Elżbieta i Aniela, powróciły do domu. Droga powrotna stała się jeszcze większym koszmarem. Hela co chwilę zasłaniała dziecięce oczy, bo na poboczu leżały ludzkie ciała. 
Zamieszkały na gospodarstwie prababki Marjanny Kielochowej. Hela załamała się. Dzieci zapamiętały ją płaczącą w pralni. Była wygłodniała, więc Boguś z Lusią piekli jej ziemniaki w "rurze"(otwór w kuchennym piecu kaflowym). Na ratunek pospieszyła prababcia Szarkowa, która przywiozła dzieciom chleb, ser i masło:
"To było okropnie dobre, takiego już nigdy nie jadłam".(Lusia)

Dzieci Kielochów, przyzwyczajone do dostatniego, przedwojennego życia w zamożnym domu, po raz pierwszy zaznały straszliwego głodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz