/swojana/

piątek, 24 sierpnia 2012

Emilek


Kiedy zmarł, miałam 4 lata. Doskonale wiedział, czym sprawić, bym zapamiętała go na całe życie. Siedział w fotelu w narożnym pokoju. Wdrapywałam się na kolana, a Dziadek chwytał mnie za nos i recytował: "Gdy pójdziesz na pańską rzepę, to nie oglądaj się ani w lewo, ani w prawo, tylko rwij, rwij i rwij" (i tu następowały mocne pociągnięcia za nos obrazujące, jak mocno należy tą pańską rzepę rwać, by ją wyrwać:) Trudno się więc dziwić, że dziś nos mam, jaki mam i to w komplecie z uszkami...:)
Emil był drugim dzieckiem Pawła i Marjanny (zd. Wrzoł), ale pierwszym które przeżyło. Dzieckiem zajęła się Boryśka (zwana tak od nazwiska męża swego - Borysa). Kobieta nosiła tradycyjny strój cieszyński i  posługiwała się stosowaną powszechnie w Dziedzicach gwarą cieszyńską. Piastunka Emila była czysta i schludna, bo tylko taką pracownicę mogła zatrudnić wymagająca i surowa Matka:
"Piastunkami były dziewczyny z rodzin schludnych, dobrze prowadzące się, nie posługujące się ordynarnymi wyrażeniami ("rynsztokową łaciną"), a więc takich, do których rodzice, jako do porządnych, mieli pełne zaufanie że wychowali swoje córki dobrze" (E.K - Wpływ dorosłych i służby gospodarczej na mnie i czytelnictwo książek)

Rodzice Emila wymagali od piastunek przede wszystkim opieki nad dziećmi, a więc dbałości o higienę, ubiór i wypoczynek. Uważali, że tak młode kobiety nie muszą i nie potrafią wychować ich potomstwa: "Taka smarkula miałby dzieci wychowywać? Sama jeszcze potrzebuje wychowania (E.K- j.w).

Po Boryśce, Emilem zajęła się Marysia Torówna. O tym, że Emil zawsze wrażliwy był na wdzięki niewieście, świadczy sposób, w jaki opisuje opiekujące się nim dziewczęta: "Zarówno obie wymienione piastunki były ładnemi, nawet bardzo ładnemi i miłemi kobietami, były też na swój wiejski sposób inteligentne. A Maria Torówna otrzymała nawet świadectwo wystąpienia z dziedzickiej szkoły ludowej, tak mi się zdaje, z bardzo dobrymi ocenami"(E.K.- j.w)

Hmmm..."na swój wiejski sposób inteligentne"... (czyli "my Kielochy i reszta świata:), ale trudno się dziwić, takie czasy. Wstyd przyznać, ale jeszcze współcześnie gdzieniegdzie pobrzmiewają  echa:)


Wychowanie dzieci polegało na dość surowej dyscyplinie. Marjanna nie była czuła i uśmiechnięta. Często stosowała kary fizyczne, co podobno było powszechnie przyjęte i w okolicznych rodzinach.  Nikt się temu nie dziwił i nie protestował. Panowało powszechne przekonanie, że dzieci są z natury niesforne, nieposłuszne, a nawet złe: "nóleży mu sprawić porządne kryją leją czyli lejty na pofajdane portki"(E.K). Dzieciaki obrywały zwłaszcza wtedy, gdy matka miała pilną pracę lub przed odpustem.  Jak widać stosowała szeroko pojętą profilaktykę:)
"Jeśli matka biła, nazywano to też bąckami, "bącki" sypały się jak z rogu obfitości" (E.K)
Pewnego pogodnego dnia Emil wybrał się na przechadzkę. Wyprawa ta przedłużyła się. Być może zapatrzył się marzycielsko w złociste wody Wapiennicy przepływającej przez okoliczne pola albo zasłuchał w opowieść jakiegoś gawędziarza?  Czas stanął w miejscu. Zapadł zmrok, a chłopiec bał się wrócić do domu i postanowił przespać się w stodole z nadzieją, że do rana sprawa przycichnie. Niestety ojciec wytropił Emila i wywlókł go na zewnątrz. Paweł obił go paskiem lub kijem, oczywiście poza zasięgiem wzroku ciekawskiej służby.
        W domu Kielochów panowały niepisane zasady dotyczące dzieci. Przede wszystkim musiały pukać, zanim weszły do czyjegoś domu. Wychodzono z założenia, że cichaczem wchodzi tylko złodziej.Należało osnożyć (zdjąć) buty i otworzyć drzwi dopiero po słowach: "proszę wejść". Oczywiście najpierw trzeba było pozdrowić gospodarzy słowami: "Niech będzie pochwalony:, "Dzień dobry", "Dnia dobrego życzę". Chłopcy wyrażali swój szacunek poprzez zdjęcie czapki. Gospodarze proponowali wtedy zajęcie miejsc przy stole. Dzieci nie miały prawa narzucać się ze swoją obecnością. Miały odpowiadać na pytania, ale nic ponad to. Gadulstwo było bardzo źle widziane: 
"Im mniej się mówi, tym mniej cygani"(E.K)
Emil nazywał te zasady lokalnym, wiejskim "savoir - vivrem":) Te zwyczaje obowiązywały potem potomków Emila. Do dzisiaj z reguły zdarza mi się odruchowo "osnożyć" buty, pomimo zachęt gospodarzy, by zostawić je na mych kształtnych stópkach:) Na przyjęciach rodzinnych dzieci bawiły się z dziećmi, a nie przesiadywały z dorosłymi.
        Mimo panujących w rodzinie zasad Emil uważał, że wychowywano go dość swobodnie: "Czyżby dlatego, że rodzice moi zrozumieli, iż tylko charaktery rzeźbi się klimacie umiarkowanej swobody dyskretnie jednak kierowanej? Nie dlatego, choć to może także odczuwali jako pożyteczne"(E.K)
Prawdopodobnie jednak swoboda Emilka wiązała się z brakiem czasu rodziców, ciężko pracujących na gospodarstwie, a nie z głębszymi refleksjami na temat sposobów "rzeźbienia charakterów".

     W życiu chłopca, wydawałoby się ograniczonym do przebywania w dość wąskim gronie rodziny i sąsiadów, przewijało wiele ciekawych postaci, które niewątpliwie wpłynęły na jego późniejszy sposób bycia i postrzegania świata. Stryj Franciszek, brat Pawła Kielocha, potrafił doskonale bawić się z małym Emilem. Prawdopodobnie lubił chłopca i nie umiał przejść obok niego obojętnie, tym bardziej, że mieszkał z nim na jednym gospodarstwie. Niejednokrotnie służba obserwowała jak rosły stryjek unosi chłopca do góry i woła: 
"Dziwej sie prosto przed siebie, a widzisz stamtąd coś ciekawego! No niy!(E.K) (dziwej się - patrz się - swojana) To się nazywa "poszerzanie horyzontów w dosłownym tego słowa znaczeniu!!!:)
Innym razem przekładał Emilka przez kolano, uderzał żartobliwie i kazał wymieniać nazwiska i przezwiska mieszkańców Dziedzic (a to się nazywa skuteczna edukacja:). Emil, w co nie wątpię, recytował wiadomości śpiewająco.
     I wreszcie wspomniana już wcześniej zabawa, dzięki której Dziadek zapadł mi głęboko w pamięć:
"Jak pójdziesz na pańską rzepę, to nie oglóndej sie ani w lewo, ani w prawo, jyny rwij, rwij i forc rwij" (E.K)

Jak wiadomo rzepę trudno rwać, więc trudno tracić czas na rozglądanie się, tym bardziej, gdy rwanie następuje na PAŃSKIM polu!:) Przywołajmy choćby przykład z wiersza:
                                                                        Rzepka
                        Zasadził dziadek rzepkę w ogrodzie,
                        Chodził te rzepkę oglądać co dzień.
                        Wyrosła rzepka jędrna i krzepka,
                   Schrupać by rzepkę z kawałkiem chlebka!
                       Więc ciągnie rzepkę dziadek niebożę,
                      Ciągnie i ciągnie, wyciągnąć nie może!
(J.Tuwim - fragment)


      Stryj Franciszek odegrał niebagatelną rolę w muzycznej edukacji Emila: "Często rankami i wieczorami po pracy, w niedzielne i świąteczne popołudnia urządzał na swoim patefonie koncerty muzykalno - wokalne". Zafascynowany muzyką, i to nie tylko tą ludową, najprostszą, ale i klasyczną w wykonaniu najwybitniejszych wykonawców, zaraził chłopca swoją pasją tak skutecznie, że po latach Emil zgromadził pokaźną płytotekę bardzo zróżnicowaną gatunkowo. 
        Zabawy ze stryjem Franciszkiem rozwijały chłopca, w odróżnieniu od igraszek z wujem Michałem Kapiasem, mężem siostry Pawła Kielocha, który chwytał Emila za palce u rąk i wykręcał je boleśnie.
Stryj Jakub Kieloch z Ameryki, który odwiedził Dziedzice na początku XX wieku, stał się dla rodziny legendą, jako ten który przemierzył ocean i udało mu się znaleźć szczęście w dalekim świecie. Od niego Emil, podczas tej jedynej wizyty, nauczył się liczyć w obcym języku. Szczególnie wyryło się w jego pamięci słowo "won", co oznaczało "jeden", a nie jak pochopnie można by sądzić, odwołując się do potocznej polszczyzny, "idź sobie stąd":)
Emilek uwielbiał przysłuchiwać się opowieściom. Dlatego każdą wolną chwilę spędzał na progu walącej się chaty sąsiada Ślezińskiego, który z prawdziwie aktorską pasją przekazywał chłopcu co ciekawsze anegdoty i wydarzenia z życia gminu. Opowieści snuła też ciotka Kapiasowa (siostra ojca i chrzestna matka Emilka), ale czyniła to w nieco złośliwy i plotkarski sposób.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz