Truskawki wypuściły sok |
Przed laty, gdy byłam jeszcze bardzo żywotna, posmakowałam ratafii domowej roboty (od Z.). Nie otrzymałam szczegółowej receptury, tylko słowna instrukcję, co mniej więcej i jak czynić należy. Przez trzy lata z rzędu ( robiłam ową nalewkę. Zaczynałam produkcję w czerwcu wraz z pierwszymi truskawkami, a kończyłam jesienią na ostatnich owocach z sadu. Pierwsza degustacja następowała w Barbórki*, na co z utęsknieniem czekały rozliczne me koleżanki, a przybyło ich w tym okresie, a jakże!
Trzeciego roku ("do siego roku" :) - samo mi się wpisuje:) ratafia, którą zwać mi raczej należy AMBROZJĄ (w hinduizmie AMRYTĄ) była najwspanialsza. Oprócz wykwintnego, głębokiego, owocowego smaku, nabrała wyjątkowo pięknego ciemnorubinowego koloru, stała się przejrzysta, klarowna i bardziej wytrawna (dodawałam nieco mniej cukru niż poprzednio). Trudno było nie naruszyć dymiona (czy baniaka, jak chcą niektórzy Pomorzanie) przed grudniowym świętowaniem! Ale "ćwiczenie czyni mistrza":) - mam tu na myśli i sztukę cierpliwości, i sztukę tworzenia szlachetnego trunku.
Potem, czy to z lęku, że piłabym i piła, i przestać nie mogła, bo taka dobra, czy też ze zwykłego lenistwa (obstawiam to drugie) zaprzestałam działalności. Nie mogłam też sprostać potrzebom rynku, bo rosła jej popularność, a ja nie mam odpowiedniej piwniczki do przechowywania.
Agrest otulony cukrowym płaszczykiem |
START! Cały "wic" polega na tym, że nalewka powstaje spontanicznie, z tego, co dają sady i ogrody. Owoce musza być słodkie, najwyższej jakości, czyste. Ilość nie ma znaczenia.
Czereśniowo |
Można dodać też poziomek leśnych.
Porzeczki (czarne i czerwone) z ogrodu Mamy, świeżo oprószone cukrem |
Maliny w białej sukience |
Swojana Garden's Gallery |
Kto raz zrobi...ach, zresztą...:)
Podoba mi się świat. I dobrze mi u Mamy:)
*Barbórki - moje imieniny są w liczbie mnogiej, bo tak sobie to umyśliłam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz