Bieszczadzkie mądrości:
1. Po zejściu z Halicza do Wołosatego poszukiwałyśmy busa, który przewiózłby nas na Przełęcz Wyżniańską, gdzie miałyśmy nocować w bacówce pod Małą Rawką. Pan kierowca, o ślicznym imieniu Grzegorz, nieco już nadgryziony zębem czasu, zgodził się nie tylko zawieźć nas na miejsce, ale jeszcze zatrzymać się po drodze w sklepie, żebyśmy mogły uzupełnić spiżarnię. Przy okazji wspomniałyśmy, bo pan wydawał się sympatyczny, że szukamy ładnego kawalera dla koleżanki (w domyśle dla D.). Pan rzekł, że kawalera nie tylko zna, ale że sam jest do wzięcia:) Tak bardzo spodobała mu się D., a my zgodnie tak czarowałyśmy Pana, że policzył nas bardzo malutko rzekłszy, że cudownie nawijamy "makaron na uszy":).
2.Do tego samego busika wsiadł po drodze człowiek z biała brodą, w koszuli w kratę, w jasnych jeansach i kapeluszu. W pewnej chwili wymknęło mi się (i tu biję się w piersi) okrutne, jakby nie patrzeć, przekleństwo: -"Cholera!":) Człowiek ów, nazywający siebie (jak podsłyszałam wcześniej) Bieszczadnikiem, zwrócił na mię błękit swych oczu i rzekł, że jest to jego ulubione przekleństwo, ja zaś poczułam się odrobinę zażenowana. Przyznałam się, że czasem zdarzy mi się, ale głównie wtedy gdy się zdenerwuję. Bieszczadnik na to: "Nie należy się denerwować! Przecież wtedy mści się Pani na sobie samej za głupotę i chamstwo innych. Krzywdzą panią, a pani jeszcze dodatkowo sama wymierza sobie karę. Trzeba być INTROWERTYKIEM! Po czym wyskoczył z busika na skrzyżowaniu w Ustrzykach.
3.W Wołosatem nocowaliśmy w hoteliku, szumnie nazwanym, górskim. Pracował tam Pan Janek, który przeszkolił mojego Jasia w kwestii ostrzenia noży - jak to należy robić, czym i gdzie.Przy ognisku opowiedział o tym, że kiedyś tak naostrzył nóż pewnej pani, że gdy w schronisku kroiła pomidora, to odcięła sobie palec i nic nie poczuła...taki był ostry:):):)
Tak poznałyśmy uroczego pana Agresora. Takiego, co "modli się pod figurą, a diabła ma za skórą" - zionącego nienawiścią do świata i przekonaliśmy się o bohaterstwie i nieustępliwości koleżanki Przystojnego Goprowca.
-naleśniki z borówkami w bacówce pod Honem
-piwo grzane z imbirem i piwo grzane z jajkiem w bacówce pod Małą Rawką
-pachnąca kadzidełkami, bezprądowa bacówka w Jaworzcu, gdzie czytaliśmy przy świecach i małych lampionikach literaturę piękną:)
-oscypki prosto od bacy na Przeł. Wyżniańskiej
- najcudowniejsza pod słońcem gościnność w bacówce pod Honem i turystyczna integracja (gawędziarsko-muzyczno-ogniskowa)
-uroda gór
- niedźwiedzie, których "pełno", żmije, które "wszędzie", deszcz, który padał "bez przerwy", czyli mitologia bieszczadzka i "zatrzęsienie goprowców":)
-kirkut w Lutowiskach
-niepozorne maliny górskie o szczególnej słodyczy
-koncert zespołu "Zgórmysyny" pod Rawkami
-koncert zespołu "Zgórmysyny" pod Rawkami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz