/swojana/

sobota, 19 maja 2012

O Panu kasjerze, kolorowych Jezusach i kartce na komunię

Zupełnie niespodzianie udaję się jutro na komunię świętą do bardzo miłego chłopczyka. Napisałam nawet wierszyk, ale nie będę go przytaczać, ponieważ nie "poezja" jest dziś przedmiotem mojej opowiastki z serii codziennych zdarzeń. Celem mej wyprawy do Empiku stała się kartka komunijna, do której wierszyk ów osobisty mogłabym wkleić. Myli się ten, kto myśli, że kupno kartki jest sprawą prostą, nawet w miejscu tak obfitującym w materiały papiernicze, jak to. Na komunię przygotowano nawet specjalny stojaczek z artykułami komunijnymi. Już pierwszy rzut oka na ów wieszaczek, czyni człowieka nieprzychylnym, a nogi mają ochotę podążyć raczej w kierunku regałów z książkami, lecz... czasem życiowa konieczność pcha nas nieuchronnie w stronę tego, co niekoniecznie dla nas miłe. Przełamując zatem niechęć, podeszłam, wyciągając kartkę po kartce. Nie wiadomo dlaczego "przemysł komunijny" stał się u nas odzwierciedleniem tandety. Kartki z Jezusami różnej maści, w kolorach krzykliwych jak z taniej gazety, tęczowe kielichy z winną latoroślą w różach, fioletach, pomarańczach i żółciach, kapiące złotem, srebrem, obklejone cekinami i sztucznymi perełkami, pstrokate i brzydkie, a do tego gotowe wpisy infantylne i puste , nie niosące żadnej osobistej refleksji, żadnej prawdy ważnej w tak przełomowym momencie życia jak przyjęcie sakramentu(jakby zapomniano, że dzieci to mądre istoty!).  Najgorsze, że rymy w wierszykach rodem z "Koziej Wólki" (nie obrażając "kozich wólszczan"), choć w końcu drukarnie zlecają chyba napisanie tych tekstów fachowcom? (tak przynajmniej dotąd myślałam).
Opatrzność czuwała jednak i nagle wyłoniła się całkiem zgrabna karteczka, bez zbędnych rysunków, z dość delikatnym złotym napisem. Pospiesznie udałam się do kasy, a płacąc zagadnęłam pana zza lady: 
- Jak to możliwe, że znalazłam kartkę komunijną, która jest całkiem gustowna?
Pan spojrzał na mnie z  filuterną iskierką skrzącą się w lewym, jak i prawym oku:
- To niemożliwe.
Spojrzałam zaskoczona...
- To się Pani śni! - i uśmiechnął się wesoło
Zachichotałam radośnie: - Ach, pewnie tak.
Pan kasjer wydał mi resztę i powiedział na koniec: - Dobranoc! (tym samym kontynuując wątek o śnie:) 
-Dobranoc! - zachichotałam puszczając filuterne oczko (cyganię trochę z tym oczkiem, bom go nie puściła, ale chciałam) i oddaliłam się powoli delektując się tą chwilą. Świat nie jest zwyczajny:) 


Spoglądam teraz na przygotowaną, leżącą w białej, zwykłej kopercie, kartkę dla najmilszego z Szymonów. Boję się, że za chwilę się obudzę:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz