/swojana/

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Kartki z podróży - chamstwo, prostata i bezpretensjonalność:)

Pociąg relacji Gdynia - Bielsko Biała, godzina 23.01


Zaczął się majowy weekend, więc niewiele myśląc zabraliśmy plecaki i do Dziedzic. Pociąg bardzo zatłoczony. Znalazłam miejsce w jednym z przedziałów, który okupowały dwie kobiety i jeden wnuczek.
-Przepraszam, czy wolne?
- No nie wiem - pokręciła nosem rozparta pod oknem, czarna w swej odzieży, o aparycji psa złego - Takie panie prosiły, żeby zająć, bo może będą siedzieć... - rozważyła coś i po chwili dodała: ...ale może już nie wrócą. A dużo was?
-Troje.
-A no...to pewnie nie wrócą - nos, Czarnej w Swej Odzieży, wydłużył się nieznacznie - A Wy daleko?
-Do Czechowic. A panie?
-My do Radomska - o widzisz - zwróciła się Czarna w Swej Odzieży do Całkiem Przyjemnego W Swej Postaci Wnuczka - przynajmniej będziesz miał towarzystwo.
       Pociąg zatrzymał się w Gdańsku Głównym. Po chwili zajrzał przez rozsunięte drzwi starszy pan i ze śląskim akcentem zapytał:
-Przepraszam, czy wolne są te miejsca (były jeszcze dwa!), bo taki tłok na korytarzu, ja bardzo przepraszam - dodał nieco zawstydzony swa śmiałą i "bezczelna" prośbą.
- Nie ma - odburknęła Czarna w Swej Odzieży - zajęte!
-Ale może chociaż jedno? - zapytał Pan Ślązak.

Czarna w Swej Odzieży kręciła się, kręciła, krzywiła, w końcu niechętnie odpowiedziała:
- No może jest, ale jedno.
-O to świetnie!- Pan Ślazak wyszedł po bagaże, a Czarna podstępnie rzekła: - Może pani córeczka chce się tu przesunąć do mnie, to będzie jej wygodniej?
-Nie, dziękuję, jej dobrze koło brata, oprze się o niego, będą spać.
Wszedł Ślązak:
- O ja bych se tu walizkę kaś włożił? - wstałam i przesunęłam plecaki, by mu ułatwić sprawę, ale miejsca nadal było mało, więc próbował przesunąć nieco walizkę Czarnej w Swej Odzieży...
-Zostaw to pan! Jak to tak było położone, to znaczy, że ma tak leżeć! - ryknęła okrutnie. Coś zawisło w powietrzu. Groza jakaś i pauza głęboka. Napięła się struna.
-O Jezus! Przecież ja zawału przez panią dostanę! Dobrze, nie ruszam. Nic się nie stało.
- I jeszcze śmierdzi! - wycedziła do Pana Ślązaka. Dzieci zaczęły przyglądać się ze zdumieniem.
- Ja śmierdzę? Ja śmierdzę??? - zawołał Pan Ślązak - Jezus? Jak można?! Pani za to pachnie! - wyszedł na korytarz, gdzie zaczął relacjonować zdarzenie swojemu koledze, Młodemu Ślązakowi- I wiesz, chopie, musza się uspokoić, o mało żem zawału nie dostał! Jak ci na mnie huknoł tyn babsztyl...Jo tam już nie ida.

Atmosfera stała się gęsta. Jako, że zawsze reaguję z opóźnieniem, bo nigdy nie wiem od razu, co powiedziec w żenującej sytuacji, postanowiłam po kilku minutach wyprowadzić Pana Ślązaka "na niepodległość". Zanim to jednak uczyniłam, jego kolega, Młody Ślązak, wszedł do przedziału i ułożył kolejną torbę na półce. Torba jednak, jakby tknięta palcem boskim, zjechała prosto na głowę Czarnej w Swej Odzieży.
Jagoda parsknęła śmiechem i dostała napadu, którego nie mogła juz powstrzymać. Chichotała głośno poruszając przy tym konwulsyjnie ramionami. Ja wybałuszyłam oczy i byłam o krok od ostatecznej katastrofy, Jan ściągał kaciki ust, które rozciągnąć się chciały w kieunkach usznych. Młody Ślazak przeprosił oczywiście Czarną w Swej Odzieży i wyszedł.
- Jezus, ale żem niechcący zdzielił babsztyla po głowie! Torba mi zjechała prosto na jej łeb - nerwowy śmiech - A niech ma, cholera jedna!
         Po chwili wyszłam z przedziału i mówię do Pana Ślązaka: - Wie pan co? Niech pan koło mnie usiadzie, ja się przesunę w stronę tamtej pani, a pan koło mnie. Przecież niemożliwe, żeby pan stał! Pan Ślązak z czułością niemal, spojrzał na mnie. Wróciłam do przedziału i mówię do Drugiej Instancji, Przyjaciółki Czarnej w Swej Odzieży:
- Może się pani przesunie, ja za panią i niech sobie ktoś usiądzie, tam ludzie stoją, a tu wolne.
- A kto, kto?
- No choćby ten pan!
-Hm, hm...byle nie śmierdział! - syknęła niepewnie Druga Instancja spoglądając w kierunku Czarnej w Swej Odzieży. Nie spojrzałam już ni razu na te wraże gęby. Zawołałam Pana Ślązaka, który usiadł koło mnie i przegadalismy wesoło pół nocy. "Miłe" towarzyszki odbyły jeszcze dwie rozmowy telefoniczne z jakimiś zięciami, czy innymi organami, którym przekazały, że podróż tragiczna, ale  powiedzą o szczegółach  po przyjeździe. Kiedy wysiadły, Pan Ślązak powiedział dzieciom, że mają wspaniała mamę:), rozważyliśmy też kwestię natychmiastowej kary boskiej, jaka spadła (w postaci torby) na torbę zwaną, dla potrzeb opowieści, Czarna w Swej Odzieży.
Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak szybkim wykonaniem wyroku! Gdyby tak działały nasze państwowe organa sprawiedliwości, milej by się żyło:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz