Każdemu wydarzeniu w naszym życiu towarzyszą różnorodne wrażenia zmysłowe. Przy każdej okazji bombardują nas miliony smaków, zapachów, dźwięków, obrazów i kształtów (dla przypomnienia - zmysłów jest pięć - smak, słuch, dotyk, wzrok i węch + dwa, o których rzadko się wspomina - równowagi i priopercepcji, czyli utrzymywania pozycji ciała). Te ostatnie są wspaniałym dopełnieniem całości. Wracając jednak do wydarzeń i okoliczności..., jeśli były dla nas wyjątkowe, to i zmysły reagowały wyjątkowo i już na zawsze w pamięci pozostają przyjemne ślady zmysłowe.
Do dziś zapach dezodorantu LIMARA:), kojarzy mi się z beztroską szkoły podstawowej, na przykład, a nawet nieco bardziej precyzyjnie, z siódmą i ósmą klasą, i pierwszymi zalotami:)))
Ale nie o zamierzchłych czasach chciałam, tylko o całkiem współczesnych. Po nartach zdarzyło mi się zjeść, we włoskiej, klimatycznej restauracyjce, w niezwykłych okolicznościach właśnie, zupę brokułową. Zmysły pracowały na najwyższych obrotach, nawet te dwa pomijane, bo przecież oprócz tego, że oczy zapamiętywały obrazy, uszy chłonęły dźwięki i słowa, nos wciągał apetyczne zapachy, palce błądziły tu i ówdzie :) - no dobrze, po łyżce i po talerzu, kubki smakowe wychwytywały ferie smaków, to te dwie sieroty ostatnie, dbały o to, by moje ciało ułożone było we właściwej pozycji w stosunku do podłoża, czyli, żebym siedziała i się nie huśtnęła:)
A zupa była wyśmienita! I teraz nie wiem, czy to dlatego, że okoliczności były wyjątkowe, a co za tym idzie zupa, czy też dlatego, że zupa była wyśmienita i dlatego okoliczności stały się wyjątkowe?:)
Niby pytam, ale wiem. Jeśli zdobyć się na odrobinę obiektywizmu, zupa naprawdę była PYSZNA! a nawet knyszna;) Oprócz tego, że serwowana przez rodowitego Włocha, to jeszcze miała przepiękny brokułowy kolor, brokułowy smak, a do tego zaserwowano maleńkie bułeczki, kwadraciki raczej, z ciasta pizzowego.
Po powrocie do znojnego życia, postanowiłam odświeżyć zmysłowe wspomnienia i zrobiłam brokułową z własnymi bułeczkami.
Przepis na moją zupę brokułową:
- wywar rosołowy (gotowany na dwóch ćwiartkach z kurczaka z selerem, marchewką, pietruszką)
- dwa świeże brokuły
- 2 średnie cebule, trzy ząbki czosnku
- sok z połowy limonki lub cytryny
- pieprz, sól, oregano
- masło

Bulion przelać przez sito do innego garnka, a brokuły z dodatkiem jednej pietruszki, odrobiny marchewki i plastra selera, zblendować na krem. Do tego kremu dolać tyle bulionu, żeby zupa miała nadal bardzo gęstą konsystencję ( jak gęsta śmietana). Doprawić pieprzem i oregano do smaku (dałam dość dużo - około trzech łyżeczek).
Maleńkie bułeczki ziołowe z sezamem:( tu robiłam trochę na oko:)
1/4 kostki drożdży,
1 1/2 szklanki wody ciepłej z kranu
szczypta soli
mąki na wyczucie:) (tyle, żeby powstało gęste, elastyczne ciasto jak ciastolina)

Gdy jest gotowe, wlewamy naszą ciepłą zupę do ślicznych miseczek (najśliczniejszych, jakie mamy), a ciasto dzielimy na nasze mini bułeczki, co jest bardzo łatwe, bo można to nawet zrobić bez pomocy noża, wzdłuż nacięć. Bułeczki układamy w stosiki na równie ślicznym, co miseczka, talerzyku (PAMIĘTAJĄC O DZIAŁANIU WSZYSTKICH ZMYSŁÓW!!!:) i zasiadamy do konsupcji.
Potem już tylko rozkosz:) Smacznego!
PS. Tak sobie myślę właśnie...następnym razem dodam do zupy serek topiony, a bułeczki poczosnkuję. Uhm! (mowa wewnętrzna Bachy:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz