Spod loków jasnych, spod gęstwy włosia, spogląda rześko od tylu lat,
Adam, z wejrzeniem starego łosia, trochę jak kumpel, trochę jak brat.
Nie bez znaczenia, że o wejrzeniu mówić będziemy na cały głos,
Bo łoś ów właśnie na tym patrzeniu buduje dziwny, lecz miły los.
Bo cóż innego, niż to patrzenie, tę czarną perłę z Królczyków domu,
W zeszłym stuleciu mu przygoniło, mimo lamentów, płaczu i gromu?
A przecie wielu jej pożądało, wożąc na randki swym mira fiori,
Lecz loków wszyscy mieli za mało, więc odganiała: „Oł no, I’m sori”.
Czupryną gęstą Bóg go obdarzył i choć mógł dodać ciut mniejszy nos,
Cud z cud dziewczyną mu się przydarzył, wziął ją za żonę mierzwiąc swój włos.
Czy od patrzenia znów uważnego, czy też za jaką inną przyczyną,
Dziatwy namnożył całe tabuny i zapał dotąd wcale nie minął.
Spojrzenie czujne, otwarte, jasne, aż po horyzont jak kraj szeroki,
Wiodło Adama hen gdzieś ku chmurom, na górskie turnie, na leśne stoki
W lasy kaszubskie, w norweskie fiordy, w daleki mroźnej Północy świat,
Gdzie trolli widział straszliwe mordy, lecz nie zwiał, dzielny wrzeszczański chwat!
Nie wiem już, ile dróg przemierzyłeś, drogi kolego, lokaty bracie,
śpiewając, tańcząc, filozofując nad rzeką, w domu, w góralskiej chacie.
Z okazji przykrej, Łosiu, rocznicy, bo któż cieszyć się wiekiem tym zdoła,
Życzy Ci Baśka i reszta trzódki, nie załap proszę, Adamie doła.
/swojana/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz