/swojana/

czwartek, 1 września 2011

O pięknej Helenie, namiętnym Emilu i słuchawkach do detektora

hsistoria napisana na podstawie Pamiętników z 1928 roku
 Zapewne Emil był mężczyzną czułym na względy kobiece i niejednokrotnie flirtował tu i ówdzie, wodząc na pokuszenie dziedzickie piękności, ale to, co owładnęło nim w trzydziestym roku życia, można by przyrównać do erupcji wulkanu. Dość powściągliwy w okazywaniu uczuć, doskonale odgrywający rolę statecznego nauczyciela, zakochał się w 18-letniej Helenie, pannie z ubogiej rodziny Szarków. Tym bardziej ją kochał, im bardziej ona go nie chciała. 
Hela "za panny" z niezidentyfikowanym osobnikiem
    Dziewczyna wyróżniała się wśród innych niebanalną, cygańską jakby urodą, choć próżno dopatrywać się w niej grubych, romskich rysów. Nie bez powodu nazywano ją w domu Ganeczką (Cyganeczką).  Ciemne oczy okolone niesamowitym, gęstym, uniesionym w lekkim zdziwieniu, łukiem brwi, prosty nos, wyraziste i pięknie zarysowane usta, i smutne, skierowane gdzieś "poza" spojrzenie, nadawało jej rysom niezwykłej subtelności. Już jako dziewczyna posiadała mocną, solidną sylwetkę, która  na przekór swojemu wyglądowi, skrywała dość słabą fizycznie istotę.
Emil Kieloch "za kawalera"
    Emil zdawał sobie sprawę, że starając się o jej względy, burzy pewnego rodzaju konwenanse społeczne związane z łączeniem się różnych pod względem statusu, warstw. On, bogaty "swojok" (bogaty gospodarz, dziedzic gospodarstwa chłopskiego), a na dodatek inteligent z wykształceniem nauczycielskim, ona prosta, uboga dziewczyna z ukończoną czteroklasową szkołą powszechną, po kursach krawieckich, wychowywana przez owdowiałą matkę. Z drugiej strony urody był raczej miernej (USZY!), choć zawsze dostojny, zadbany, podążający za nowymi trendami mody, w doskonale skrojonych garniturach z nieodłączną laseczką. Helena nie posiadała nic poza swoją młodością i urodą (dopiero później okazało się, że jest kobietą mądrą i niezwykle dowcipną).
 Helena Szarkówna u góry z prawej strony - 1925 r.
       Od chwili, gdy owładnęły nim gwałtowne emocje miłosne, stał się częstym gościem w malutkim domu na Piasta (Emil mieszkał na tej samej dziedzickiej ulicy). Pod byle pretekstem udawał się zatem w odwiedziny. To, by zanieść jej bratu Jankowi egzemplarz stenografii, to zaś by pożyczyć Heli słuchawki do właśnie zakupionego przez braci Szarków, detektora (dawniej odbiornik radiowy). Gdy nie zastał dziewczyny, czekał cierpliwie, prowadząc w najlepsze pogawędkę z Marią, jej matką.  Ta zresztą, od samego początku okazywała mu niebywałe względy słusznie przeczuwając, że jej córka nie zazna biedy wiążąc się z tym szanowanym, bogatym nauczycielem. Emil wspominał później nadejście Heli tego dnia, gdy uparł się by czekać  tak bez końca ze słuchawkami do detektora: "Wreszcie doczekałem się Heli.Weszła nagle do izdebki. Spostrzegła mnie, drgnęła, cofnęła się nieznacznie do tyłu. Co to ma znaczyć? Ulotnić się chce? Wnet się jednak opanowała i podała mi ręki. Ubrana była w granatową sukienkę, a było jej w niej do twarzy. Chyba każda, względnie dobrze skrojona suknia, na tej zgrabnej, smukłej dziewczynie dobrze leży. W aureoli ciemnych splotów jaśniała jej zarumieniona przez mróz twarzyczka młodością, promieniowała radością życie z taką siła, żem po prostu posmutniał. Czy mam prawo zazębić losy tego ślicznego dziecka dozgonnie z mymi losami? Czy zasłużyłem na takie szczęście nazywając moją dozgonną przyjaciółką tak czarującą istotę? [...] I było mi smutno. Czułem się jak złodziej, który usiłuje wykraść świętość" .
Hela na wycieczce do Goczałkowic
     Czy dziś jeszcze ktoś potrafi tak pięknie mówić o miłości? Emil dostrzegał piękno w każdym detalu jej postaci, geście, grymasie i wyrażał to całym sobą. Zdawał sobie sprawę, że może jawić się jako nieatrakcyjny i zbyt stary dla osiemnastoletniej, bardzo atrakcyjnej dziewczyny i w związku z tym odczuwał smutek, jakby czyhał na coś, do czego nie ma prawa. I chyba, trzeba przyznać, czuł to doskonale, co wydaje się tym bardziej dziwne, że w późniejszych latach nie dostrzega się w nim już śladów tej wyraźnie tutaj zaznaczonej, inteligencji emocjonalnej. A Hela brnęła w to, co nieuniknione, zapisane przez los, choć często w tej historii pojawiają się nieśmiałe próby protestu, jakby chciała powiedzieć- stop! moja  historia może być inna...
       Był rok 1928. Emil gotów był zaniedbać swoje obowiązki zawodowe i społecznie, które dotąd traktował z niezwykłą rzetelnością, byle tylko widywać Helę. Kiedy tylko mógł prosił o zastępstwo na spotkaniach Koła Zarządu Macierzy Szkolnej i pędził na zajęcia chóru pani Zmełtowej, gdzie śpiewało "to śliczne dziecko". Stopniowo częstotliwość spotkań zwiększała się, a one same stawały się coraz bardziej urozmaicone.  A to przechadzka nad Iłownicę, a to wyjście do kina... Miał wrażenie, że Hela wyraźnie mu sprzyja, ale niewątpliwie robił wszystko, aby ją sobą zainteresować.
Pewnego marcowego popołudnia wybrali się na występ katowickiego zespołu operowego, który przedstawiał Trubadura Verdiego:

 "wyjechałem nie sam, z moją czarnooką dziewczyną, Helą Szarkówną". Łącząc sposobność delektowania się muzyką i przebywania z ukochaną  "upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu". "Co czuła Hela nie wiem,. Jej przeżycia na pewno były innej natury. Może mi uwierzyła tylko na słowo, że muzyka verdiowska z Trubadura jest piękna, ale nie odczuła?"  Wyraźnie oddzielał jednak grubą kreską swój sposób postrzegania świata od jej widzenia rzeczywistości. Pojawia się nieprzyjemne wrażenie, że intelektualnie stawiał się ponad wszelką dyskusją, a Helę czcił jak piękny obraz, kamień, który próbował choć trochę oszlifować. Pycha. Jeden z grzechów głównych.
Niestety w miarę upływu czasu rozterki narastały. Emil popadał w takie skrajności, że jednego dnia pragnął być z nią wbrew wszystkiemu: "Wiem, że samorzutnie od niej nie odstąpię, nie potrafię odstąpić!", po czym "ale czy my stworzymy dobraną parę, czy nie jest stanowczo za piękna dla mnie?" albo "Mam 30 lat, choć wyglądam na młodszego. Do 40 lat zachowam pozory młodości, ale powolne więdnięcie z nieuniknioną pewnością nastąpi. Wiosnę życia, młodość mam już za sobą i pragnę poślubić tą pachnącą młodością dziewczynę".
Dom robotniczy (kino "Świt") w Czechowicach  przed II wojną światową
   Mimo tych przerażających wizji, które zżerały go od środka i wywoływały chroniczny niepokój, spotykali się nadal. Po premierze niemieckiego filmu "Metropolis"  w kinie Świt, na którą wybrali się któregoś wiosennego popołudnia, zaprosił ją do cukierni Wietrznego, którą mijali w drodze do domu. Hela odmówiła, co niezwykle dotknęło Emila. To odtrącenie stało się jeszcze bardziej wyraziste, gdy pchnięty dziwnym instynktem, jeszcze tego samego wieczora odwiedził maleńki domek Szarków i zastał w nim swego konkurenta, Władka Gołucha "który jest w Heli zakochany po uszy". Uznał, że dziewczyna zabawia się jego kosztem, posyła dziwne uśmieszki, a szczytem nietaktu było wyciągnięcie z gołuchowego surduta, chusteczki! To przelało czarę goryczy, a Emil oddalił się dostojnym krokiem przysięgając sobie w duchu, ze ograniczy spotkania z Heleną. Koniec zabawy w "ślepą babkę". Dopiero wtedy uświadomił sobie, że ilekroć próbował rozmawiać z nią o przyszłości, tyle razy zmieniała temat, ba! wręcz unikała go jak diabeł święconej wody!
Aby zapomnieć o upokorzeniu, zagłuszyć swoje gwałtowne uczucia, które rozsadzały go od środka, zaczął rozglądać się za innymi dziewczętami: "Nęcić mnie poczęła Elżbieta Sablikówna...". Za wszelką cenę pragnął udowodnić sobie, że Hela niewiele dla niego znaczy. Na próbie chóru Adolfa Bossowskiego, do którego obydwoje należeli, okazało się, że jej nie ma. Zaangażowała się w jakieś przedstawienie: "znikła więc sposobność spotykania się poza jej mieszkaniem, dokąd nie mam zamiaru przychodzić!". Tym samym odebrała mu jedyną uzasadnioną możliwość odprowadzania siebie do domu po próbach. Oczywiście w myślach obarczał odpowiedzialnością za tę sytuację Gołucha, który choć Bogu ducha winien, stał się teraz obiektem dyskretnej nienawiści. Urażona męska duma - zrozumiałe i typowe. Zakochanie porównuje się czasem do szaleństwa, a ponieważ  cechuje się ono zróżnicowanym natężeniem, tak więc i emocje Emila, zmieniały się w niezwykle szybkim tempie: "nie mogłem jednak zapomnieć Heli i byłem powściągliwy" .
Hela z prawej obok wąsacza z gitarą, jako trzeci Stefan Szarek
Marcowe wieczory były dla niego wyjątkowo feralne tego roku. Na drodze przebiegającej obok dziedzickiej brykietowni, tuż obok przejazdu kolejowego, zamajaczyły mu dwie postacie:
-Dobry wieczór - przywitał się ze stoickim spokojem Emil
-Jezus! Ja idę z próby! - krzyknęła przerażona Hela, u boku której stał niezmieszany Władek Gołuch.
-Ja natomiast idę na próbę - dystyngowanym ruchem podał "ręki" najpierw jej, a potem swemu rywalowi. To musiało boleć. Ponad wszystko pragnął pokazać, jak bardzo obojętne jest dla niego to nieoczekiwane spotkanie - Pani też otrzymała zaproszenie....
-Tak, ale muszę chodzić na próby przedstawienia, więc nie mogłam przyjść na próby śpiewu 
-Nie namawiam do tego pani. Stwierdzam jedynie, że jedno z drugim da się pogodzić - a więc uległ, dał jej sygnał, ze jednak mu zależy...
-Dobrze, przyjdę na próbę śpiewu.
uśmiechnięta Hela  (stoi)  w czapce rogatywce i spódnicy w kratę
-Żegnam panią - nałożywszy maskę powściągliwej kurtuazji, nie dał po sobie poznać, jak bardzo się cieszył. Helena, jakby na usprawiedliwienie dodała, że przyjdzie z bratem. I rzeczywiście zjawiła się na próbie, by zaraz zniknąć. A Emil bił się z myślami: "Czuję się jak zwierz raniony. Stoję wobec zagadnienia, czy nie usunąć się Gołuchowi z drogi. Wygląda to tak, że na Helę nie mam, co liczyć".
    Emil z jeszcze większą determinacją zaczął kierować swoje zainteresowanie na Elę Sablikównę. Wyraźnie lubiła jego towarzystwo, choć i od niej był dużo starszy, a kilka lat wcześniej był nawet jej nauczycielem niemieckiego w szkole wydziałowej. Oceniał ją jako niebrzydką, kobiecą, dość inteligentną, a ona wykorzystując jego zainteresowanie próbowała go sobie zjednać. Kokieteryjnie oświadczyła mu nawet, że poszukuje męża, który wyróżniałby się innymi walorami, niż urodą! Zapewne był to zabieg służący temu, by coś zyskać (choć ja też nie przepadam za filmowymi przystojniakami, szaleję raczej, gdy mnie coś poruszy - nie wedlowska czekoladka, ale raczej ciasteczko, tu ukłon w stronę Kuzynki Danasi,  powoli rozpuszczające się w ustach z nadzieniem, którego smak poznamy dopiero, gdy dostaniemy się do środka - ufff! całkiem pościelowo to wyszło!:) Dla uwiarygodnienia swych poglądów, Sablikówna stwierdziła jeszcze, że przystojny mężczyzna jest łakomym kąskiem, nawet gdy jest żonaty.  Najwyraźniej Emila nie dotknęły jej słowa, choć utwierdzały go przecież w przekonaniu o własnej nieatrakcyjności. Zapewne wierzył w ów nieuchwytny czar, otaczającą go aurę inteligenta, niebanalnego mężczyzny wyróżniającego się na tle dziedzickiej gawiedzi. Jest sporo prawdy w twierdzeniu, że człowiek, który wierzy w siebie, może dokonać wszystkiego.
       Przywdziewając więc maskę obojętności oddawał się pracy w szkole i różnym dodatkowym zajęciom. Najwięcej czasu spędzał na próbach chóru "Ryłło"  prowadzonego przez Adolfa Bossowskiego. Ta stylizowana, egzotyczna wręcz nazwa wzięła się od staropolskiego  określenia "ryje", jako że dopiero po zebraniu odpowiedniej liczby "ryjów" do śpiewania można było myśleć o wokalnej działalności.: "Więc i ja ze swoim ryjem znalazłem się w tym kolektywie". Spotkania z kolegami były o tyle radośniejsze, że suto podlewane markowym trunkiem, a okazji nie brakowało. Marcowe imieniny Edwarda stały się doskonałym pretekstem do wędrówki po domach i wznoszenia toastów na cześć ich gospodarzy. Co chwilę ciszę sennej wczesnowiosennej wsi mąciły donośne zaśpiewy "ryjów" i hymny pochwalne. Oczywiście trwała też nieustanna konsupcja, tak zwany "boski chlast", który niejednego z uczestników powalił z nóg.  Emil, odporny na skutki wycieńczającej eskapady, wrócił do swego domu o trzeciej nad ranem w pełni świadomy swego istnienia na tym padole.
Dworzec w Dziedzicach
      Życie toczyło się własnym rytmem, a Emil wciąż natrafiał na okoliczności, które sprzyjały rozwijaniu relacji damsko - męskich. Na dziedzickim dworcu kolejowym, gdzie udał się by sprawdzić zmiany w cenach biletów kolejowych, zderzył się niejaką Anielką Stryczkówną: (UWAGA! TYLKO DLA OSÓB ODPORNYCH NA REALIA RODEM Z HARLEKINA:):
-O pana się dziewczyny biją w okolicy, pan jest dobry i ładny!
-Nie wiedziałem, że pani jest zdolna do takich komplementów.
-To nie jest komplement!
-Daj pani spokój, przecież w to nie uwierzę, co pani mówi!
-Pan nie wierzy, bo pan wierzyć nie chce.
-Nie mogę w to uwierzyć, co pani mówi. Jest pani grzeczna i uprzejma, dziękuję pani za to. Ale ja wiem, że takich dziewcząt nie ma, które by coś do mnie czuły.
Stryczkówna cichym głosem wyszeptała, że zna taką jedną, a Emil powtarzał, że to niemożliwe...
-Są...ja sama! - Emil próbował oponować twierdząc, że to tylko jej złudzenia, a on jest zbyt leciwy na takie podchody. Dziewczyna  uznała jednak, że jest w odpowiednim dla niej wieku.
-I pani mówi to, gdy pani jest już zaręczona?
-Co u pana jakaś tam...Stryczkówna!
-Nie, myli się pani, tak nie można. Lubię panią, podoba mi się pani. Ale dlaczego mi pani wcześniej tego nie powiedziała(Emil najwyraźniej się rozkręcił:).
-Teraz jest pani zaręczona.
-Jakże to miałam zrobić? Do pana zbliżyć się nie było można.
Emil Kieloch w armii austriackiej
     Emil pożegnał się, a drodze powrotnej rozmyślał: "...zawsze wątpiłem, bym był zdolny pozyskać względy takich właśnie jak Anielka Stryczkówna dziewcząt, bardzo ładnych dziewcząt, koło których ciągle kręcili się młodzi chłopcy. Gdzież mnie niezdarze równać się z jej adoratorami!" Cóż, może i myślał przez chwilę o   sobie w taki sposób, ale bardziej zakrawa to na fałszywą skromność, bo wiara w siebie i poczucie własnej wartości, mimo chwilowych rozterek, towarzyszyły Emilowi przez całe życie w niezmienionej postaci - "ja, Kieloch". Może obawiał się rywalizacji z licznymi adoratorami Anielki, bał się że wypadnie blado, a blado nie lubił wypadać...Przypomniał sobie nawet, że Stryczkówna ponad dziesięć lat wcześniej pozyskała jego fotografię, na której prezentował się  w mundurze kaprala wojsk austriackich, ale wtedy skojarzył to ze zwykłym kaprysem, dowcipem. Dość często spotykał się z ojcem dziewczyny, z racji działalności w Straży, której tamten był naczelnikiem, ale kto by przypuszczał, ze tych kilka zamienionych zdań pozostawi trwały ślad w sercu Anieli. Może ta niewymuszona obojętność nęciła dziewczynę. Kiedyś mimochodem zażartował nawet, że Stryczkówna była ładna dopóki nie skończyła 17 lat, bo potem każda kobieta traci wdzięk (oj, Dziadku! brak w tym finezji, choć każdemu się zdarzy). Uczynny kolega doniósł wtedy dziewczynie, jakie słowa padły pod jej adresem i wywołał tym samym ogromny żal i rozgoryczenie Anieli.



cdn

3 komentarze:

  1. Mogę dopisać dalszy ciąg historii, Władek Gołuch to mój dziadek:)
    Pozdrawiam
    Sławomir Korbela

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo proszę zatem o kila słów więcej;)Jak potoczyła się dalej ta historia dalej?
    Pozdrowienia
    swojana

    OdpowiedzUsuń
  3. Władek ożenił się z Anielą , mieli troje dzieci. Pracował przed i po wojnie jako maszynista w PKP. Posiadam jego zdjęcie w mundurze kolejarskim lata 30-te. W czasie wojny pracował nadal w Czechowicach. Z innymi kolejarzami, pomagał ruchowi oporu, przewóz polskich książek, ludzi przez granicę GG, pomoc Żydom. Niestety szczegółów nie znam. W latach 50-tych przeciwstawił się akcji ściągania krzyży w miejscu pracy. Z tego powodu miał problemy. Na zdjęciu z Heleną i Emilem wszyscy mają odznaki, co to za odznaki? Proszę o bliższe informacje o działalności w chórze. Czy później wszyscy mieli z sobą jakiś kontakt. Pozdrawiam i przepraszam za tak późny odzew. S.Korbela

    OdpowiedzUsuń