Zazwyczaj chwalę sobie
powroty skm-ką. Zdarza się co prawda, że jest tak tłoczno, że mimo woli zostaję
sprasowana z przypadkowym pasażerem. Oczywiście, jeśli jest to pachnący
młodzieniec (mam na myśli młodzieńców powyżej 30 a poniżej 50 roku życia), jakoś to znoszę. Młodzieńcy niepachnący a
przyklejeni bezlitosną masa ludzką, są przykrą dolegliwością. Warto wtedy pomyśleć,
że jest to ćwiczenie kształtujące charakter
i wytrzymałość, po którym świat wyda nam się piękniejszy. O wiele piękniejszy,
niż zazwyczaj. Nie o młodzieńcach jednak chciałam…
Nie tak dawno odbywałam
podróż powrotną do domu zagłębiając się z zainteresowaniem w lekturę. Wagon
pełen ludzi, ale znalazłam miejsce na niewielkim podeście pod hakami na rowery. Przysiadłam w bezpośrednim sąsiedztwie
Pana (jak się później okazało) Unisexa. Jego długie blond włosy opadały
wdzięcznymi kaskadami za ramiona, a czoło spowite było równo przyciętą grzywką
(wyobraziłam sobie od razu te sznurki, które rozciąga się między palikami, aby
wytyczyć równe grządki w ogrodzie). Na zębach Pana Unisexa połyskiwał srebrem aparat
ortodontyczny, a na palcu skrzył się pierścień z olbrzymim sercem. Młodzieniec ubrany był w ciemne, wąskie
spodnie i ciemną kurtkę. Na kolanach trzymał książkę o intelecie i emocjach, ale nie pamiętam tytułu. I pewnie nie zwróciłabym na niego
uwagi, gdyby moje ucho nie wyłowiło szeptu, który wsączał w słuchawkę telefonu
komórkowego. Wiem, nieładnie jest podsłuchiwać, ale niepodsłuchiwanie było niemożliwe.
„ Jestem z Topą,
słysys? Mówię do Cepe, jestem s Topom, cały cas… słucham Cepe…” –szept
Pana Unisexa był na tyle głośny, że rozbrzmiewał wyraźnie pośród zmęczonych
pracą, smutnych i milczących twarzy. Najpierw myślałam, że się przesłyszałam,
ale gdy ponawiał swe wyznania
wypowiadając je w ów specyficzny, sepleniący sposób, nie potrafiłam już skupiać
się na książce… Najgorsze stało się jednak później. Pan Unisex zaczął czytać głośno
fragmenty swojej lektury o emocjach i intelekcie: „.. pa-ta-nia, któ-re psze-pro-fa-co-no
na psach u-to-fo-tni-ły, sze psy szy-ją-ce w sta-cie….” – jego skandujący, nieco
bezdźwięczny głos o wysokiej barwie rozległ się z mocą, dobiegając do wielu obcych uszu. Pan
Unisex nie zważał na współpasażerów
prowadząc swój intymny dialog z osobą po drugiej stronie słuchawki. Wystarczyło, że spojrzałam na miny dwóch Pań Studentek, by umrzeć po stokroć. Napięcie
dramatycznie wzrosło, kiedy nasz wagon wzbogacił Pan Windows. Wkroczył
energicznie do przedziału i otwierając w czasie jazdy pociągu wszystkie okna po
kolei, wystawiał głowę na zewnątrz i mówił: „Ale wiatr, ale wiatr!”, po czym
energicznie zatrzaskiwał okno. To samo uczynił ze wszystkimi oknami w tym
wagonie.
Jak to zwykle bywa,
zmuszona byłam wysiąść w najciekawszym momencie. Młody Pan Komentator, bo taki również
wysiadał z przedziału, popatrzył na moją głupią minę i powiedział: „Na świecie
jest pełno świrów!”, a ja pomyślałam o domu, kawie i pognałam zostawiając za
sobą tych wszystkich Panów. Zaryzykowałabym stwierdzenie…”niech pierwszy rzuci
w kogo kamieniem, ten który nie ma w sobie choć odrobiny szaleństwa...:”
Na przykład taka
Kuzynka Danasia…, ale to już sprawa na odrębną opowieść...:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz