/swojana/

piątek, 25 stycznia 2013

Dzieci Emila

Dania i Miłka
Leszek był "opiekunem" Dani i Miłki (młodszych sióstr). Mimo sporej różnicy wieku, często się z nimi bawił. Był ministrantem, dlatego często razem z dziewczynkami odprawiali w domu msze (co zresztą powtarzaliśmy wiele lat później z kuzynami Wojtkiem i Łukaszem;) Ustawiał ołtarz, kładł na nim kielich, chleb, poniżej dzwonki. Dziewczynki przebierały się w długie, białe koszule nocne, żeby asystować do mszy księdzu Leszkowi."Ksiądz" śpiewał "Pax vobiscum"(przedsoborowo:), a one odpowiadały "Amen":). Dobrze, że nie kontynuował swojej działalności w życiu dorosłym, gdyż nie zobaczyłabym wtedy tego uroczego świata;)
od lewej: Dania, Boguś, Miłka, Lusia, Leszek leży na trawie (około 1944-45 roku)

Czasem bawili się w kuchni. On był "kucharzem", a one "kuchcikami". Zawiązywał im wokół głowy ścierki, po czym zlecał  różne prace. Nieświadome celowości tej zabawy wdrażały się zadowolone w czynności kuchenne. Zdarzyło się, że Dania doprowadzona z jakiegoś powodu do furii (wyobraźcie sobie Danię w furii! kto potrafi, podziwiam;) cisnęła z impetem wałkiem do ciasta o podłogę. Wypowiedział wtedy słowa, które zapadły jej głęboko w pamięć, a które cytuje do dziś: "Daniu, tak nie wolno robić, bo w środku jest chleb". Wałkiem wałkowano ciasto, z którego wypiekano chleb. Choć jako dorosła zdała sobie sprawę, że to rodzaj przenośni, do dziś odczuwa nabożny lęk przed upuszczeniem wałka.;) Rozumiem to doskonale, bo sama wierzę na przykład, że:
1.od jedzenia zielonych agrestów dostanę czerwonki (to zresztą funkcjonowało już chyba w poprzednim pokoleniu - tekst wujka Bogdana)
2.jeśli przypadkiem zjem skorupkę od jajka dostanę zapalenia wyrostka robaczkowego:)  
I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej:)
Leszek był młodocianym konstruktorem, który wykazywał się rozległą fantazją. Skonstruował szczudła i żeby je przetestować w ekstremalnych warunkach, rozsypał gwoździe na podłodze  i chodził między nimi. Na nieszczęście mała Dania stanęła na taki gwóźdź. Wszedł głęboko w stopę. Lesio za swoją inwencję "dostał od Mamusi po pyszczysku";)
Sławę wśród rodzeństwa przyniosła mu walizka ze szkła, którą zrobił z kawałków nadających się do formowania. Nie mógł liczyć, że zdobędzie jakąś inną, bo rodzinę dotknęła powojenna bieda. Złożył więc taką niezwykłą walizkę, dorobił uchwyt i paradował po wsi zadowolony ze swojej pomysłowości.
Zanim młodsze siostry przyszły na świat, Bogdan z Leszkiem uprawiali sporty zimowe na tzw. Cegielni (inaczej Glinioku - dziedziczanie wiedzą). Narty tzw. BEDNARKI montowali z dykty wyginanej nad parą. Jeździli na nich na Glinioku. Niestety Lesio wjechał w nogę Niemki Dity. Rozcięta noga dziecka krwawiła. Nie poniósł żadnych konswencji, choć wszyscy obawiali się, że sprawa się źle skończy.
Od lewej:Lusia, Boguś Kieloch, maleńki Wituś Szarek, Gienia Szarkówna i Lesio Kieloch
Lesio dostał kiedyś pióro od wujka Leona Szarka. Dania i Miłka rozkręciły mu je na drobne części tak, że nie dało się już ich poskładać. Pozbierał  kawałki i nie powiedział dziewczynkom złego słowa - wszyscy głaskali go i dziwili się, że się nie mści;)

(na podstawie wspomnień Dani Wieczorek zd.Kieloch) 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz