/swojana/

środa, 5 lutego 2014

O Latającym Koniu

Od dawien dawna miałam domniemanie,
że nie do końca w mej głowie równina,
że nie do końca, panowie i panie,
lepi się w całość myśli mych malina.

Jedna jaskółka wiosny nam nie czyni
a że jaskółek były całe stada,
poczułam, ja- Barbórka, Logos pogromczyni,
że chyba tracę zmysły, że źle nimi władam!

A gdy tej nocy gwieździstej Morfeusz szalony
snów przyniósł na wyrost kapelusz srebrzysty,
odsłoniły się tajemne jaźni mej zasłony
i  sennym  oczom ukazał... konik narowisty:)

Ba! Koń prawdziwy, kasztanowej maści
co nad mą ulicą z nieruchomym wdziękiem, 
przesuwał się dostojnie w powietrznej przepaści
i szaleństwa mego pogłębiał udrękę.

Sunął nad kamienic nocnymi dachami,
lśniącą sierścią odbijając księżyca promienie, 
na grzbiecie poruszał zgrabnie skrzydełkami,
i choć były maleńkie, nie runął na ziemię.

Cóż ów sen oznacza?  Czy łatwe pieniądze?
Czy wyprawy dalekie, gdzieś na krańce świata?
Sennik rozwiał złudzenia: kobiecość i żądze, 
zmysłowości symbolem jest koń, który lata!

Lot w podświadomości, zerwane okowy
cielesności, co ciąży człekowi jak skała,
lecz po chwili myśl płocha przyszła mi do głowy,
Czemuż ta piękna istota, zad mi pokazała?:)
   /swojana/














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz