Jagoda, słynna wielbicielka kotów, zresztą uwielbienie dla tych zwierząt zapisane ma w linii po kądzieli, potrafi przyrządzać wyśmienite potrawy. Weźmy takie oto pierogi, które oczywiście na cześć Jagody a nie jagód (nie mogę się oprzeć, by nie rzec borówek), nazwano jagodowymi.
W tym celu:
-wysypała na stolnicę 3 szklanki mąki pszennej
-wlała 3/4 szklanki oleju
-do tego 3/4 szklanki wrzątku
-dodała jedno jajo prosto od chłopa
Wszystko posiekała długim nożem, a potem zgrabnie wyrobiła rączkami do uzyskania elastycznej, błyszczącej, jednolitej masy. Podjadała przy tym surowe ciasto, bo takie ma obyczaje:)
Potem chwyciła za wałek, koniecznie drewniany, którym rozwałkowała kule ciasta na placek o grubości około 3-4 mm (nie za chudo:). Klasyczną szklanką do kawy wycięła kółeczka, resztę ciasta odłożyła na bok zlepiając kulę.
Każde kółeczko wzięła w dłonie, rozciągnęła nieco brzegi, nałożyła małą łyżeczką jagody zmieszane z niewielką ilością cukru i odrobiną bułki tartej (jej zadanie to wchałanianie nadmiaru soku). Jagody nałożyła tak, by w żadnym stpniu nie pobrudziły brzegów, które miały byc zlepione, czyli na sam środek, choć piętrowo. Najpierw połączyła ciasto na środku, potem z jednego brzegu, następnie z drugiego. Wyciągnęła i spłaszczyła łączenie tworząc coś na kształt płetwy, a potem poszczypała lekko nadając fantazyjny kształt (wiemy przecież, że człowiek je także oczyma:)
Tak piękne pierogi ułożyła na stolnicy. Lepiąc i wałkując pamiętała o podsypywaniu mąką stolnicy, wałka i swoich rąk.
Pierogi wrzuciła na osolony wrzatek i gotowała do wypłynięcia. Okrasiła kwaśną śmietaną i posypała cynamonem. Polecam, były wspaniałe:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz