łomoty, trzaski, basowe brzmienia,
pustką rozbrzmiewa ma tępa główka,
echo tańcuje z gracją kamienia.
Gdzie się podziały myśli i słowa,
co zawsze stały na posterunku?
Ktoś skradł je pewnie, perfidnie chowa,
A ja bezmyślnie chwytam się trunku.
Staję z apelem, co serce skruszy,
złoczyńcy daję swe zapewnienie,
oddaj, choć drucik, co trzyma uszy,
zbrodnia Twa pójdzie wnet w zapomnienie!
Amnestia, wolność, kar darowanie,
choć przebaczenia ani na jotę,
kochałam uszy swoje, pacanie,
zrobiłeś ze mnie biedną sierotę.
Wierszyk czytam, próbuję zrozumieć, analizuję. Język dobry, kompozycja ciekawa. Co ciekawe, nasuwa się pytanie o, jak to mawiał poeta formę. W życiu liczy się forma, tzw. morda. Ale takie myślenie było by uproszczeniem, bo tam jest drugie dno za tą formą - tak mi się wydaje. Chociaż to tworzy kolejną formę. Moją w interpretacji Twojej. Miał jednak Witold wiele racji w tym co mówił i sobie wymyślił.
OdpowiedzUsuńPoza wszystkim i uwagami wcześniejszymi, szukając interpretacji, to jakby nie patrzeć alkohol i jego skutki - mimo wszystko :)