/swojana/

czwartek, 13 października 2011

Jak gdańskie pierniki pojechały na toruńskie pierogi

Leno Kochana! To niefortunne sformułowanie "pierniki" odnosi się do bycia słodkim, a nie starym, więc uprzedzając Twe karcące wejrzenie, tłumaczę i objaśniam.

Tym razem zaskoczył nas wszystkich KUBA!!! Gdym ciężką pracą przytłoczona odbywała żmudne korepetycje w jednej z dzielnic Gdańska, rozbrzmiał i zawibrował ( chciałam już rzec zawimbramował) w mem uchu dzwonek telefonu komórkowego. Na wyświetlaczu  ukazało się imię, które wzbudza me niemałe zainteresowanie, ponieważ ZAWSZE niesie za sobą jakieś atrakcyjne wieści. Nie wypada jednakże nauczycielowi porzucać ucznia i oddawać się rozmowom z arcyciekawym Kuzynem w czasie zarezerwowanym dla tego pierwszego, więc nie mogąc powstrzymać ciekawości pospieszyłam z szybką jeno zapowiedzią rychłego oddzwonienia. Dowiedziałam się, że należy uczynić to niezwłocznie,  bo sprawa ma wagę niebywałą. Gdym tylko  zjechała z piętra piątego windą, która wzbudza we mnie chronicznie refleksje o życiu wiecznym, natychmiast z Kuzynem Kubą nawiązałam dialog, który stał się przyczynkiem dalszych wydarzeń.

Otóż KUBA...zapytał, czy na pierogi... w Toruniu mielibyśmy dziś ochotę:) Dla niewtajemniczonych Toruń od Trójmiasta dzieli dobre dwie godziny jazdy samochodem. Godzina zaś była piętnasta. Nie żebym zaraz spontanicznie zakrzyknęła: "Ach tak!". Najpierw nawet piernictwo (tu w znaczeniu zgredowtości) wzięło górę nad mymi standardowymi zachowaniami pełnymi ognia. Skoro jednak o ogniu mowa...to po rozłączeniu rozmowy zaczęłam zapalać się coraz bardziej do tego niezwykłego biesiadowania w jakże odległym, znanym mi dotąd jedynie z okien samochodu, mieście Kopernika. I tak podjąwszy decyzję natychmiast wybiłam w pośpiechu ów numer, co  z takim rozmachem zburzył monotonię mej codzienności. 
"Ach tak!"!


A potem poszło już szybko...
Toruń o zmierzchu
Błogosławiona między niewiastami:)

osiołkowi w żłoby dano...

druga błogosławiona z tymi samymi niewiastami:)))
oczekiwanie

popijanie

lansowanie


niecierpliwość zapisana w naturze tej niewiasty


wreszcie lepiuchy ze szpinakiem...

piecuchy z wątróbką i grzybami...

zza wschodniej granicy...

z oscypkiem...

z szynką i inszymi inszościami

a w sraczyku Krtek przytroczony łańcuszkiem, gdyby ktoś miał dłuższe posiedzenie:)

wędrowanie ulicami

nocne niebo nad piernikowym miastem

a potem Michał ujeżdżał osła, miałoby się ochotę dodać, że trudno byłoby rozsądzić który to...(a co tam, nie dopowiem, przecież nie mam złośliwej natury:)))

a Lena całowała Kubę lub odwrotnie

Baśka całowała żabę lub odwrotnie (miałoby się  w rewanżu  ochotę dodać,że nie wiadomo, która to Baśka, a która...a co tam, przecież nie będę używała swego podstawowego oręża - kielochowskiej  złośliwości, przeciwko sobie (bo zgodnie z przysłowiem, kto mieczem wojuje...)

i czekał na mnie  pies, a nie książę z bajki :( (żeby choć rasowy)


KUBO! Dziękuję! 


4 komentarze:

  1. Proszę.:) Ale muszę dodać z tego miejsca, że pomysł wspólnego wyjazdu naszego na pierogi zaświtał Lenie w głowie. W związku z tym myślę, że zasługi, podziękowania i dowody wdzięczności dzielą się na dwa mniej więcej.
    Co nie zmienia faktu, że było bardzo fajnie, ciekawie, nieco szaleńczo i smacznie (nie tylko przy stole)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kubo, Lena oddała całą zasługę TOBIE!!! więc idę za jej głosem:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ok, ok, podniosę ten ciężar. W sumie obok mojej skromności bycie kreatywnym jest moją drugą najważniejszą cechą:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, dźwigaj, lecz powoli, bo od nadmiernego wysiłku...te...no...śrubki mogą puścić:))), znaczy zawory:)))

    OdpowiedzUsuń