Śniegu jak na lekarstwo, stok zwał się Baba, więc jak to w życiu, wszyscy jeździli po "babie" bez litości.:) i nie jestem wojującą feministką, ani żadną:). Baba była co dzień naśnieżana, dzięki czemu zażyliśmy, ile trzeba. A doborowe towarzystwo niejakich D. (na zdjęciu członkini rzeczonej familii w mym dość nieprzewidywalnym towarzystwie - jak widać już zaczęłam czynić zamaszyste wymachy rękami ) wynagrodziło nam straty moralne. Gdy warunki nie pozwalały na białe wygibasy, wychodziliśmy w góry na piesze wędrówki. W górach można robić naprawdę wiele, ale i nic nie robić, po prostu być z nimi jak się jest z kochaną osobą. Na Walentynki ułożę na stoku serce z górskich kamieni.
Niezłe baby! Poproszę o aktualne fotki :-)
OdpowiedzUsuń