Pociąg toczył się nocą z imponująca prędkością w kierunku północnym. Święta Wielkanocne minęły. Szczęśliwie przydzielono nam wagony pierwszej klasy, które udawały wagony drugiej. Udało się więc rozłożyć wspaniałe łóżko, na którym spoczął z rozkoszą umęczony życiem, kręgosłup. Sen nadszedł szybko, choć trzeba było ubrać się we wszystko, co było w posiadaniu pasażera, bo ziąb właził, panoszył się i wypełniał wszystkie zakamarki chudego (żharcik) ciała. Kolej tak już ma, że gdy zimno, to wyłącza ogrzewanie. Jedyna taka na świecie. O świcie, gdy gwałtowne szarpnięcie wagonów przebudziło mnie, śniącą wspaniale, o czym dokładnie, trudno już powiedzieć, zerwałam się i na wpół ślepym wejrzeniem omiotłam wagon i zapragnęłam dowiedzieć się, jaki to etap podróży:
-Janek, gdzie my jesteśmy??? Co to za stacja???!
-Bydgoszcz - odparł Janek
-Jak to Bydgoszcz, cholera???! Jaka Bydgoszcz! To całą noc jedziemy, a ty mówisz, że Bydgoszcz??? - zaczęłam wołać czując pewien rodzaj paniki, który osadzony był w jakiejś mglistej otchłani
-No tak, Bydgoszcz - zdziwił się Janek
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że ja już wracam z południa na północ, a wydawało mi się w tym mrocznym półśnie, że dopiero wybieram się na Święta, a pociąg dziwnie krąży i nie zmienia położenia na mapie. Zmieniają się tylko pory: noc-dzień, dzień-noc.
Dezorientacja - po raz pierwszy doświadczyłam jej w tak idealnej postaci:) Chyba trzasnę definicję na wikipedię:)