Trudno to pojąć, zostaje wiara,
że człek już przeżył blisko pół wieku,
na czarną kieckę brana jest miara,
a jeszcze dusza tli się w
człowieku.
I wyobraźni nawet nie staje,
by serca bicie usłyszeć z
bliska,
lecz Danka idąc geriatrii krajem,
jesienną przecie urodą
tryska.
Umysł wciąż żywy, logika kręta,
czasem nie wiedzieć, gdzie myśl
szybuje,
w dodatku imię swoje pamięta,
z łóżka nie pełznie, lecz
wyskakuje.
Miarą młodości jest jednak dusza,
nie członków ciała rącze
wybryki,
Danka się dosyć sprawnie porusza,
a duch wciąż młody, gibki i
dziki.
A że ząb w szklance czasem umoczy
i głośno mówi, bo nieco głucha,
Czyż nie geriatrii rys to uroczy?
Mądrości Danki chętnie się słucha.
Drzemie w niej inna tajemna siła,
co z wiosną w trzewiach kwieciem
rozkwita,
choćby się w masce staruszki kryła,
tkwi w niej kobita: "bierz
mnie, nie pytaj".
Wciąż zew natury w ciele się dusi,
wciąż
nieprzystojne myśli w jej głowie,
biodrem kołysze, zapachem kusi,
więc
niejednemu zawróci w głowie.
Wokół samczyków ładnych gromadka,
kościste
macki nad nią rozwiera,
a ona jurna i w gadce gładka, ciągle przebiera:
ani brzuchaty ani bez włosa,
brzydko pachnący również odpada,
na
piwny brzuszek bardzo jest kosa,
a możliwości starannie bada.
By nie
ustały funkcje życiowe,
by duch tkwił mocny w kruchutkim ciele,
życzy Ci
Baśku z mądrością starą:
wyśpisz się Danko, jak se pościelesz!