Nie przypuszczałam, że urodziny będę spędzać tak jak dziś - w czterech ścianach, łupiąc dziadkiem do orzechów trudno rozłupywalne orzechy. I żywym słowem staje się powiedzenie "twardy jak orzech do zgryzienia" i w sensie technicznym (bo z mozołem łupię) i w sensie ludzkim, bo wokół szaleje epidemia, Wokół cisza. Kamienica jakby wymarła. Za oknem słychać ptaki, które śpiewają jak zawsze wiosną - wzruszająco i lekko, To one wyśpiewują mi "Sto lat":) Dopiero, gdy człowiekowi zostaje tyle zabrane, zaczyna doceniać to co miał: swobodę życia, wolność, możliwości wyboru. I niby jakieś możliwości wyboru są, ale niespodziewanie ograniczone. Jestem zaskoczona. To dla mnie szkoła. I czy aż tyle mi zabrano? Nadal mam komfort. Dach nad głową, jedzenie, kontakt z bliskimi, rower pod domem, na którym mogę pojechać na krótką wycieczkę w odludne miejsca. Jak to się miało do komfortu naszych rodzin w czasie wojny? Nijak.
Moim życzeniem urodzinowym jest zdrowie wszystkich bliskich. Byśmy przetrwali i wrócili do bezpiecznej rzeczywistości. Innym, których nie znam, też życzę wszystkiego dobrego. Światu.
I Dance Szwajnoch.