/swojana/

sobota, 25 stycznia 2014

Kartki z podróży: O kolędowaniu

Zdarzyło się, w czasie jednej z mych rozlicznych podroży po szerokim świecie, być świadkiem krzewienia tradycji polskiej głęboko zakorzenionej w wierze katolickiej. Ruchomy ów obrazek pojawił się, gdy zajęłam miejsce w wyjątkowo czystym i nowoczesnym wagonie kolei śląskich ("czystość i nowoczesność" nie są to echa swojankowej złośliwości ani też reklama sponsorowana przez instytucję kolejową, a najprawdziwsza prawda:) Między oczekującymi na siedzeniach pasażerami wędrował Pan Kolędnik. Zanim go dojrzałam, posłyszałam jego donośny śpiew z wielce udanymi ozdobnikami na końcu każdej frazy. Nie sposób było zachować obojętność, toteż rzuciwszy szybkie spojrzenie*, czekałam z drżeniem serca na jego nadejście. Pan Kolędnik dzierżył w swych dłoniach plastikową, świecącą gwiazdę osadzoną na dość pokaźnym kijaszku i wiklinowy koszyk na "co łaska, niech wam pan Bóg błogosławi". Pod pachą ściskał zaś czarną, wypchaną mocno, skórzaną torbę.  "Wśród nocnej ciszy..." rozbrzmiewalo tym głośniej, że w wagonach rozpościerała się jeszcze aura budzącego się dnia. Ludzie zamarli jakby w półśnie, nie słychać było rozmów i typowego dla takich miejsc, gwaru ani stukotu kół. Pociąg stał wciąż na stacji. Niespodziewanie kolęda ucichła, a zza moich pleców dobiegł dialog:
- A co mi tu pani wrzuca? Co to jest?! Pięćdziesiąt groszy?! - wzburzył się Pan Kolędnik
- No a ile by pan chciał?! - odparła Emerytka Wraz z Koleżanką - Nie dość, że dostał, to jeszcze mu źle! - oburzyła się
Kątem oka próbowałam zerknąć, ale nastawiłam się  głównie na odbiór audio, bowiem dialog przekształcał się w coraz donośniejszą i naładowaną emocjami, pogawędkę. Dodam, że wsłuchiwanie się w pogawędki pod pozorem zajmowania się zupełnie czymś innym, stanowi jedną z ulubionych przeze mnie czynności:)(tzw. syndrom gumowego ucha), przy czym nie interesują mnie czyjeś tajemnice, bardziej zaś poglądy wygłaszane głośno w miejscach publicznych. Biorę tylko to, czym ktoś chce się podzielić z innymi:)
- Tyle to se pani możesz! - sapnął Pan Kolędnik - Suka jedna! - dodał i : -"...głos się rozchodziiii..." ruszył przed siebie nabożnie kontynuując kolędowanie. Na ustach współpasażerów dostrzegłam radosne uniesienie kącików.
- No patrzcie go! -pokrzykiwała za Panem Kolędnikiem Emerytka Wraz z Koleżanką - do kościoła chodzi i modli się, a taki cham!!!
-...wstańcie pasterzeee...- śpiewał Pan Kolędnik z niezmąconym spokojem, nadstawiając koszyk kolejnym pasażerom, z pieczołowitością obdzielając wszystkich okruchami polskiej tradycji świątecznej:)
*po  spółgosce j zawsze piszemy erzet:)

/swojana/

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Z serii sensacyjne odkrycia XXI wieku:)

Z dala od blichtru wielkiego świata...znany pod zupełnie innym imieniem i nazwiskiem, dla kamuflażu posługujący się na co dzień  odmiennym, niż włoski,  językiem z rodziny słowiańskich. Pojawia się na scenie w świetle reflektorów, by po raz kolejny zachwycić swym zmysłowym śpiewem,  za chwilę zaś zniknąć w cieniu zwyczajnego życia. Ceni zacisze domowego ogniska.  Kto to taki?