/swojana/

środa, 30 stycznia 2013

Wierszyk z kosza o przemijaniu pierwiastków

W niedzielny poranek przy kuchennym stole,
nad rondelkiem żeliwnym pełnym jajecznicy,
usłyszałam głos krągły jak oko bawole,
mrukliwy, powłóczysty, głos własnej kocicy.

Choć wpierwej myślałam, że coś mi się zdaje,
że omamów dziwnych dopadła mnie zgraja,
ujrzałam jak wędruje stołu ostrym skrajem,
a ogon puszysty sterczy niby faja.

Kot rzekł mi niepomny na me zadziwienie,
o tym co zasłyszał o istocie rzeczy,
że w młodsza dziewoję nigdy się nie zmienię,
doświadczenie zaś zyskam, co stratę tę leczy.

Walutą -Twa młodość,  towarem - rozwaga,
w kantorze wymieniaj życia tajemnice,
nie drzyj szat z rozpaczy i o czas nie błagaj,
zwiedzałaś dotąd niebo, teraz zaś piwnice.

Nie stanie urody, nie stanie gibkości,
nic doprawdy, nic więcej, wokół mnie nie stanie:),
nie pomogą łzy gorzkie i akty żałości,
opakowanie z Baśki - wieczne spoczywanie.

Miedzy kęsami śniadania, tematem przejęta,
rozważać więc zaczęłam wątek przemijania,
czy przede mną droga, którą smutek spęta,
czy się dusza moja ku radości skłania?

Kot tymczasem bez żalu, zarzuciwszy wzrokiem,
z godnością się oddalił, skończywszy wywody,
poruszał się jak kocię miękkim, lekkim krokiem,
 choć się potknął trzykrotnie, wszak nie jest już młody;)
/swojana/ 

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Wyjątek z okupacji hitlerowskiej

Z kroniki szkolnej z 1946r.
na specjalne życzenie czytelników bloga:)
W jednym z pamiętników Dziadka przeczytałam dramatyczną relację o tym, jak w marcu 1942 roku wezwano go i kilku innych mieszkańców Dziedzic na policję w Czechowicach, wsadzono do ciężarówki i wywieziono pod Cieszyn (gdzieś do parku nad Olzą).  Obawiali się, że już nie wrócą, ale okazało się że Niemcy potrzebowali ich na świadków egzekucji. Dziadek opisywał, że gdy  przywieziono ich na miejsce, zobaczyli rząd szubienic (24 pętlice). Wokół znajdowało się mnóstwo ludzi, w tym kobiety i dzieci! Ustawiono świadków w odległości 7-8 kroków od szubienic. Potem przywieziono karetkami więziennymi "polskich zbrodniarzy", których prowadzili Gestapowcy ("ci hitlerowscy aniołowie stróże wydawali się być bardzo ugrzecznionymi facecikami, prowadzili bowiem więźniów pod ramię. Był to jednak pozorny "bon ton", naprawdę chodziło im tylko o to, żeby któryś ze skazańców spod szubienicy nie czmyhnął"), a Polacy zachowywali się bardzo spokojnie, więc przypuszczał, że zostali czymś nafaszerowani. Dziadek dostrzegł pośród nich inżyniera Leśniarę z Czechowic i Koźbę, urzędnika z rafinerii nafty. Niemcy odczytali obszerne uzasadnienie wyroku po niemiecku i po polsku, gdzie stwierdzali, że skazańcy mieli zbrodnicze ZAMIARY i że nie doszło do ich realizacji dzięki sprawnemu działaniu policji. Potem gestapowcy podchodzili do każdego skazańca i pchnięciem w przód zrzucali go z rusztowania.
Okupacyjne dokumenty Dziadka Emila

Dziadek powrócił do domu. Babcia Helena myśląc że już po nim przez całą jego nieobecność siedziała  na łóżku jak skamieniała. Emil, z właściwym sobie spokojem, przetrwał okupację zachowując zdrowie psychiczne i siły witalne. Zawsze ratował go ogromny egocentryzm i doskonałe, opanowane do perfekcji, racjonalizowanie i oswajanie rzeczywistości.

piątek, 25 stycznia 2013

Dzieci Emila

Dania i Miłka
Leszek był "opiekunem" Dani i Miłki (młodszych sióstr). Mimo sporej różnicy wieku, często się z nimi bawił. Był ministrantem, dlatego często razem z dziewczynkami odprawiali w domu msze (co zresztą powtarzaliśmy wiele lat później z kuzynami Wojtkiem i Łukaszem;) Ustawiał ołtarz, kładł na nim kielich, chleb, poniżej dzwonki. Dziewczynki przebierały się w długie, białe koszule nocne, żeby asystować do mszy księdzu Leszkowi."Ksiądz" śpiewał "Pax vobiscum"(przedsoborowo:), a one odpowiadały "Amen":). Dobrze, że nie kontynuował swojej działalności w życiu dorosłym, gdyż nie zobaczyłabym wtedy tego uroczego świata;)
od lewej: Dania, Boguś, Miłka, Lusia, Leszek leży na trawie (około 1944-45 roku)

Czasem bawili się w kuchni. On był "kucharzem", a one "kuchcikami". Zawiązywał im wokół głowy ścierki, po czym zlecał  różne prace. Nieświadome celowości tej zabawy wdrażały się zadowolone w czynności kuchenne. Zdarzyło się, że Dania doprowadzona z jakiegoś powodu do furii (wyobraźcie sobie Danię w furii! kto potrafi, podziwiam;) cisnęła z impetem wałkiem do ciasta o podłogę. Wypowiedział wtedy słowa, które zapadły jej głęboko w pamięć, a które cytuje do dziś: "Daniu, tak nie wolno robić, bo w środku jest chleb". Wałkiem wałkowano ciasto, z którego wypiekano chleb. Choć jako dorosła zdała sobie sprawę, że to rodzaj przenośni, do dziś odczuwa nabożny lęk przed upuszczeniem wałka.;) Rozumiem to doskonale, bo sama wierzę na przykład, że:
1.od jedzenia zielonych agrestów dostanę czerwonki (to zresztą funkcjonowało już chyba w poprzednim pokoleniu - tekst wujka Bogdana)
2.jeśli przypadkiem zjem skorupkę od jajka dostanę zapalenia wyrostka robaczkowego:)  
I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej:)
Leszek był młodocianym konstruktorem, który wykazywał się rozległą fantazją. Skonstruował szczudła i żeby je przetestować w ekstremalnych warunkach, rozsypał gwoździe na podłodze  i chodził między nimi. Na nieszczęście mała Dania stanęła na taki gwóźdź. Wszedł głęboko w stopę. Lesio za swoją inwencję "dostał od Mamusi po pyszczysku";)
Sławę wśród rodzeństwa przyniosła mu walizka ze szkła, którą zrobił z kawałków nadających się do formowania. Nie mógł liczyć, że zdobędzie jakąś inną, bo rodzinę dotknęła powojenna bieda. Złożył więc taką niezwykłą walizkę, dorobił uchwyt i paradował po wsi zadowolony ze swojej pomysłowości.
Zanim młodsze siostry przyszły na świat, Bogdan z Leszkiem uprawiali sporty zimowe na tzw. Cegielni (inaczej Glinioku - dziedziczanie wiedzą). Narty tzw. BEDNARKI montowali z dykty wyginanej nad parą. Jeździli na nich na Glinioku. Niestety Lesio wjechał w nogę Niemki Dity. Rozcięta noga dziecka krwawiła. Nie poniósł żadnych konswencji, choć wszyscy obawiali się, że sprawa się źle skończy.
Od lewej:Lusia, Boguś Kieloch, maleńki Wituś Szarek, Gienia Szarkówna i Lesio Kieloch
Lesio dostał kiedyś pióro od wujka Leona Szarka. Dania i Miłka rozkręciły mu je na drobne części tak, że nie dało się już ich poskładać. Pozbierał  kawałki i nie powiedział dziewczynkom złego słowa - wszyscy głaskali go i dziwili się, że się nie mści;)

(na podstawie wspomnień Dani Wieczorek zd.Kieloch) 
 
 

czwartek, 24 stycznia 2013

Urodziny Taty Leszka

Szkic nieznanego autorstwa przedstawiający Braci - Bogdana i Leszka - na jednej z wypraw w Tatry;)
i podbiały, które obaj bardzo lubili...

niedziela, 20 stycznia 2013

Prawdziwe oblicze Babki Staszkowej


Gospodarstwo Kielochów (w środku babka Marjanna)

Babką Staszkową nazywano Marjannę Kielochową, matkę Emila, gospodarującą wraz z synem Stanisławem na Piasta 6. Każde z dzieci Kielochów zapamiętało ją inaczej. Lusia jako osobę bardzo rzeczową, Dania - oschłą. Marjanna czytała mnóstwo historycznych opracowań i była osobą bystrą, ale też wynoszącą się ponad innych. Tolerowała obecność różnych osób, oddzielając wyraźną kreską swoją rodzinę, czyli "my - Kielochy" i "reszta świata". Nos unosił się zatem lekko w kierunku błękitnego nieba odwracając uwagę od zdobiących "nas, Kielochów", uszu:)
        Wnuki babki Staszkowej bawiły się często na gospodarstwie pozwalając sobie dosłownie na wszystko - miały do tego prawo. Podkarmiała ich ciastkami, które zapijały świeżym, swojskim mlekiem. Całe dnie pędziły na zabawie biegając po stodole, skacząc po kolasach stojących rzędem w wozowni, czy zjeżdżając na snopkach siana jak na sankach.
Wnuki Babki Staszkowej: Zdzisiek, Lusia, Jadzia, Boguś, najmniejszy Lesio (mój Tata)
      Zdarzyło się, że Lusia z Bogdanem paśli krowy na Piszczałkowcu (koło pierwszego mostu na rzece Iłownicy). Przyszedł ich kolega, Jurek Cieśla, który pomógł zapędzić zwierzęta na gospodarstwo. Babka Staszkowa zawołała do domu Lusię i Bogdana dając im mleka i ciastek, Jurek, który pochodził z bardzo biednej rodziny, stał pod oknem. Babka obdarowała tylko swoich.
     Po wojnie wzięła z ochronki sióstr Felicjanek chłopców z Powstania Warszawskiego - Ceśka i Bronka. Dzieci bawiły się wspólnie na gospodarstwie, do czasu, gdy przyuważyła to babka. Wyskoczyła i zganiła chłopców: "Do roboty! Wy się nie macie nic do bawienia z naszymi wnukami!" Wtedy w obronie sierot stanął Franek, jej syn, znany zresztą z wielkiego poczucia sprawiedliwości i opanowania: "To są mamo takie same dzieci, jak inne!" i zabrał je do siebie. Pomagały mu później w sklepie, który prowadził w rynku.
     Nie sądzę, by babka Staszkowa była zła, raczej pełna ograniczeń. Pracowita, pragmatyczna, dbała o dom i gospodarstwo, wychowywała dzieci. Doskonale wpasowywała się w ówczesne realia. Mając wszystkie cechy skutecznej gospodyni, nie posiadała za grosz empatii. Z tym jednak trzeba się urodzić...Więc niech pierwszy rzuci kamieniem, kto jest bez winy:):):)

sobota, 19 stycznia 2013

Chocolate chip cookies (przepis Giny)

Amerykańskie ciasteczka swojanowego wypieku
Jeśli tęsknicie za wanilią i czekoladą, za chrupką słodyczą delikatnie rozpływającą się w ustach, polecam czekoladowe ciasteczka "chocolate chips". Przepis pochodzi z pierwszej ręki, od naszej przyjaciółki Giny. Zapach przywabił Jana, który zjawiając się niespodziewanie w kuchni, zakrzyknął: "Mamo, co tu tak pięknie pachnie?!", po czym chwycił jeszcze gorące ciastko i połknął w całości jak smok wawelski owcę:)

Original recipe:

500 g flour (mąki)
1 teaspoon baking soda (sody)
1/2 teaspoon salt (pół łyżeczki soli)
225 g butter (masła)
350 sugar (cukru)
2 eggs (jajka)
1 packet vanilla sugar (cukru waniliowego)
400 g milk chocolite, cut into small pieces (mlecznej czekolady pokrojonej w drobne kawałki)

Stir together flour, soda, salt (wymieszać mąkę, sodę, sól)
In a different mixing bowl beat butter and sugar together until fluffy(w osobnej misce wymieszać masło z cukrem do puszystości)
Add egss and vanilla. Beat well.(dodać jajka i cukier waniliowy, dobrze ubić)
Add dry indgredients to beaten mixture. Beat until well combined.
(dodać suche składniki do ubitej masy, dobrze połączyć - wymieszałam dokładnie drewnianą łyżką - swojana)
Stir in choclite pieces.(wymieszać z czekoladowymi kawałeczkami)
Drop from a teaspoon 5 cm apart.(upuszczać z małej łyżeczki w odległości 5 cm na papier do pieczenia - masa jest na tyle gesta i lepka, że można kulać w dłoniach nieduże, spłaszczone kulki, w trakcie pieczenia powiększą się i rozleją w ciasteczka - swojanka)
Bake at 180, 10 min.(piec w 180 st.C 10 minut)


SMACZNEGO!



środa, 16 stycznia 2013

Sala zamknięta do odwołania

Chcąc, by zimowy nie dopadł mnie ziąb,
pod srebrnym, ponurym niebem, 
wybrałam się samotnie w ciała swego głąb,
bo tam 36,7.

Wewnątrz -  klimatu raptowna zmiana,
jak na hawajskiej plaży,
zdjęłam więc z głowy czapkę z barana,
by się jak orzech poprażyć. 

Nuda mię zdjęła z nicnierobienia,
ujęłam w dłonie flaszeczkę,
która optykę gwałtownie zmienia,
udałam się na wycieczkę.

Wszak niecodziennie zwiedzam muzea,
gdzie serce miarowo bije,
gdzie z myśli różnych, co jak trofea,
mózg mój teorie szyje. 

Jak dufać* można samemu sobie,
gdy się nie zajrzy od środka?!
Wolno się w górę po kręgach skrobię,
a tu na wrotach ulotka:

Szanowny Gościu, próżne starania,
mózg Baśki wewnątrz się mieści,
 sala zamknięta do odwołania,
ze względu na pieprzne treści!

Podniosłam larum, z mocą i trwogą!
Ja sprośne myśli? Broń Boże!
 Chadzają  przecie osobną drogą...,
tych parę najwyżej może...;)

swojana by night    
*ze staropolskiego - ufać, spodziewać się (przyp. autorki)
 

niedziela, 13 stycznia 2013

Brzeźno z maleńkim "zboczeniem" z drogi :)






































 A TU ZBOCZYŁAM Z DROGI...:), GOŚCIŁAM W DOMU KUPCA GDAŃSKIEGO:):):)










A te nieźle się ustawiły:) Gdyby człek miał taką szyję, wszystko od razu byłoby jasne...;)

THE END