/swojana/

piątek, 24 sierpnia 2012

Emilek


Kiedy zmarł, miałam 4 lata. Doskonale wiedział, czym sprawić, bym zapamiętała go na całe życie. Siedział w fotelu w narożnym pokoju. Wdrapywałam się na kolana, a Dziadek chwytał mnie za nos i recytował: "Gdy pójdziesz na pańską rzepę, to nie oglądaj się ani w lewo, ani w prawo, tylko rwij, rwij i rwij" (i tu następowały mocne pociągnięcia za nos obrazujące, jak mocno należy tą pańską rzepę rwać, by ją wyrwać:) Trudno się więc dziwić, że dziś nos mam, jaki mam i to w komplecie z uszkami...:)
Emil był drugim dzieckiem Pawła i Marjanny (zd. Wrzoł), ale pierwszym które przeżyło. Dzieckiem zajęła się Boryśka (zwana tak od nazwiska męża swego - Borysa). Kobieta nosiła tradycyjny strój cieszyński i  posługiwała się stosowaną powszechnie w Dziedzicach gwarą cieszyńską. Piastunka Emila była czysta i schludna, bo tylko taką pracownicę mogła zatrudnić wymagająca i surowa Matka:
"Piastunkami były dziewczyny z rodzin schludnych, dobrze prowadzące się, nie posługujące się ordynarnymi wyrażeniami ("rynsztokową łaciną"), a więc takich, do których rodzice, jako do porządnych, mieli pełne zaufanie że wychowali swoje córki dobrze" (E.K - Wpływ dorosłych i służby gospodarczej na mnie i czytelnictwo książek)

Rodzice Emila wymagali od piastunek przede wszystkim opieki nad dziećmi, a więc dbałości o higienę, ubiór i wypoczynek. Uważali, że tak młode kobiety nie muszą i nie potrafią wychować ich potomstwa: "Taka smarkula miałby dzieci wychowywać? Sama jeszcze potrzebuje wychowania (E.K- j.w).

Po Boryśce, Emilem zajęła się Marysia Torówna. O tym, że Emil zawsze wrażliwy był na wdzięki niewieście, świadczy sposób, w jaki opisuje opiekujące się nim dziewczęta: "Zarówno obie wymienione piastunki były ładnemi, nawet bardzo ładnemi i miłemi kobietami, były też na swój wiejski sposób inteligentne. A Maria Torówna otrzymała nawet świadectwo wystąpienia z dziedzickiej szkoły ludowej, tak mi się zdaje, z bardzo dobrymi ocenami"(E.K.- j.w)

Hmmm..."na swój wiejski sposób inteligentne"... (czyli "my Kielochy i reszta świata:), ale trudno się dziwić, takie czasy. Wstyd przyznać, ale jeszcze współcześnie gdzieniegdzie pobrzmiewają  echa:)


Wychowanie dzieci polegało na dość surowej dyscyplinie. Marjanna nie była czuła i uśmiechnięta. Często stosowała kary fizyczne, co podobno było powszechnie przyjęte i w okolicznych rodzinach.  Nikt się temu nie dziwił i nie protestował. Panowało powszechne przekonanie, że dzieci są z natury niesforne, nieposłuszne, a nawet złe: "nóleży mu sprawić porządne kryją leją czyli lejty na pofajdane portki"(E.K). Dzieciaki obrywały zwłaszcza wtedy, gdy matka miała pilną pracę lub przed odpustem.  Jak widać stosowała szeroko pojętą profilaktykę:)
"Jeśli matka biła, nazywano to też bąckami, "bącki" sypały się jak z rogu obfitości" (E.K)
Pewnego pogodnego dnia Emil wybrał się na przechadzkę. Wyprawa ta przedłużyła się. Być może zapatrzył się marzycielsko w złociste wody Wapiennicy przepływającej przez okoliczne pola albo zasłuchał w opowieść jakiegoś gawędziarza?  Czas stanął w miejscu. Zapadł zmrok, a chłopiec bał się wrócić do domu i postanowił przespać się w stodole z nadzieją, że do rana sprawa przycichnie. Niestety ojciec wytropił Emila i wywlókł go na zewnątrz. Paweł obił go paskiem lub kijem, oczywiście poza zasięgiem wzroku ciekawskiej służby.
        W domu Kielochów panowały niepisane zasady dotyczące dzieci. Przede wszystkim musiały pukać, zanim weszły do czyjegoś domu. Wychodzono z założenia, że cichaczem wchodzi tylko złodziej.Należało osnożyć (zdjąć) buty i otworzyć drzwi dopiero po słowach: "proszę wejść". Oczywiście najpierw trzeba było pozdrowić gospodarzy słowami: "Niech będzie pochwalony:, "Dzień dobry", "Dnia dobrego życzę". Chłopcy wyrażali swój szacunek poprzez zdjęcie czapki. Gospodarze proponowali wtedy zajęcie miejsc przy stole. Dzieci nie miały prawa narzucać się ze swoją obecnością. Miały odpowiadać na pytania, ale nic ponad to. Gadulstwo było bardzo źle widziane: 
"Im mniej się mówi, tym mniej cygani"(E.K)
Emil nazywał te zasady lokalnym, wiejskim "savoir - vivrem":) Te zwyczaje obowiązywały potem potomków Emila. Do dzisiaj z reguły zdarza mi się odruchowo "osnożyć" buty, pomimo zachęt gospodarzy, by zostawić je na mych kształtnych stópkach:) Na przyjęciach rodzinnych dzieci bawiły się z dziećmi, a nie przesiadywały z dorosłymi.
        Mimo panujących w rodzinie zasad Emil uważał, że wychowywano go dość swobodnie: "Czyżby dlatego, że rodzice moi zrozumieli, iż tylko charaktery rzeźbi się klimacie umiarkowanej swobody dyskretnie jednak kierowanej? Nie dlatego, choć to może także odczuwali jako pożyteczne"(E.K)
Prawdopodobnie jednak swoboda Emilka wiązała się z brakiem czasu rodziców, ciężko pracujących na gospodarstwie, a nie z głębszymi refleksjami na temat sposobów "rzeźbienia charakterów".

     W życiu chłopca, wydawałoby się ograniczonym do przebywania w dość wąskim gronie rodziny i sąsiadów, przewijało wiele ciekawych postaci, które niewątpliwie wpłynęły na jego późniejszy sposób bycia i postrzegania świata. Stryj Franciszek, brat Pawła Kielocha, potrafił doskonale bawić się z małym Emilem. Prawdopodobnie lubił chłopca i nie umiał przejść obok niego obojętnie, tym bardziej, że mieszkał z nim na jednym gospodarstwie. Niejednokrotnie służba obserwowała jak rosły stryjek unosi chłopca do góry i woła: 
"Dziwej sie prosto przed siebie, a widzisz stamtąd coś ciekawego! No niy!(E.K) (dziwej się - patrz się - swojana) To się nazywa "poszerzanie horyzontów w dosłownym tego słowa znaczeniu!!!:)
Innym razem przekładał Emilka przez kolano, uderzał żartobliwie i kazał wymieniać nazwiska i przezwiska mieszkańców Dziedzic (a to się nazywa skuteczna edukacja:). Emil, w co nie wątpię, recytował wiadomości śpiewająco.
     I wreszcie wspomniana już wcześniej zabawa, dzięki której Dziadek zapadł mi głęboko w pamięć:
"Jak pójdziesz na pańską rzepę, to nie oglóndej sie ani w lewo, ani w prawo, jyny rwij, rwij i forc rwij" (E.K)

Jak wiadomo rzepę trudno rwać, więc trudno tracić czas na rozglądanie się, tym bardziej, gdy rwanie następuje na PAŃSKIM polu!:) Przywołajmy choćby przykład z wiersza:
                                                                        Rzepka
                        Zasadził dziadek rzepkę w ogrodzie,
                        Chodził te rzepkę oglądać co dzień.
                        Wyrosła rzepka jędrna i krzepka,
                   Schrupać by rzepkę z kawałkiem chlebka!
                       Więc ciągnie rzepkę dziadek niebożę,
                      Ciągnie i ciągnie, wyciągnąć nie może!
(J.Tuwim - fragment)


      Stryj Franciszek odegrał niebagatelną rolę w muzycznej edukacji Emila: "Często rankami i wieczorami po pracy, w niedzielne i świąteczne popołudnia urządzał na swoim patefonie koncerty muzykalno - wokalne". Zafascynowany muzyką, i to nie tylko tą ludową, najprostszą, ale i klasyczną w wykonaniu najwybitniejszych wykonawców, zaraził chłopca swoją pasją tak skutecznie, że po latach Emil zgromadził pokaźną płytotekę bardzo zróżnicowaną gatunkowo. 
        Zabawy ze stryjem Franciszkiem rozwijały chłopca, w odróżnieniu od igraszek z wujem Michałem Kapiasem, mężem siostry Pawła Kielocha, który chwytał Emila za palce u rąk i wykręcał je boleśnie.
Stryj Jakub Kieloch z Ameryki, który odwiedził Dziedzice na początku XX wieku, stał się dla rodziny legendą, jako ten który przemierzył ocean i udało mu się znaleźć szczęście w dalekim świecie. Od niego Emil, podczas tej jedynej wizyty, nauczył się liczyć w obcym języku. Szczególnie wyryło się w jego pamięci słowo "won", co oznaczało "jeden", a nie jak pochopnie można by sądzić, odwołując się do potocznej polszczyzny, "idź sobie stąd":)
Emilek uwielbiał przysłuchiwać się opowieściom. Dlatego każdą wolną chwilę spędzał na progu walącej się chaty sąsiada Ślezińskiego, który z prawdziwie aktorską pasją przekazywał chłopcu co ciekawsze anegdoty i wydarzenia z życia gminu. Opowieści snuła też ciotka Kapiasowa (siostra ojca i chrzestna matka Emilka), ale czyniła to w nieco złośliwy i plotkarski sposób.


czwartek, 23 sierpnia 2012

Serek z twarogu z kminkiem wg Matki Maryli

Lubię jadać, czego dowodem jest powiększające się moje jestestwo, zwłaszcza w części południowej:) Właściwie zjawisko niejadania u mnie nie występuje, jedynie okresowo zmieniają się produkty spożycia, gdy gabaryty przekraczają dopuszczalną przez mnie samą, normę przyzwoitości.Do łask wracają wtedy jogurty naturalne, szczypiorki, rzodkiewki, pomidory i inne, grzeczne pokarmy. Teraz jednak jestem w tej przyjemniejszej fazie, bez ograniczeń. Szkoda życia, należy smakować:)


Serek z kminkiem

250 g twarogu (dałam półtłusty)
1 łyżeczka sody oczyszczonej

Serek włożyć do miseczki, posypać sodą i odstawić na 3 godziny. Zmieni on swoją postać na napęczniałą, żółtą.

Roztopić 1/4 masła w rondelku, odstawić i do letniego masła przełożyć serek. Mieszać do uzyskania jednolitej masy, dodać troszkę vegety, pieprzu świeżo mielonego, a najważniejsze by całość potraktować dużą ilością kminku( w innej wersji można dodać czosnku lub szczypiorku). Odstawić do schłodzenia i zastygnięcia na parapet okienny. Smacznego! 


Zdjęcia nie będzie. Chwilowy brak dostępu do sprzętu fotograficznego zubaża mojego bloga, ale to już niedługo.

piątek, 10 sierpnia 2012

cz.6 Kielochy - czas narodzin i śmierci


Dawniej metodą zachowania ciągłości rodu było posiadanie licznego potomstwa. Gdzieś w dalekim świecie medycyna dokonywała nowych odkryć, ale przeżycie dzieciństwa na wsi zależało od sił organizmu i zwyczajnie, szczęścia (penicylinę wyizolowano dopiero w 1938 roku, a rok później naukowcy otwarli pierwszą jej wytwórnię).
Prawdopodobnie w 1897 roku na świat przyszło pierwsze dziecko Pawła i Marjanny - Helena. Dziewczynka przeżyła tylko 13 miesięcy. Zmarła na "dyfterię"(błonicę), czyli zakżenie dróg oddechowych. Jak opowiadano później Emilowi, matka nie mogła pogodzić się ze stratą pierworodnej córki i nad grobem "bardzo płakała".
5 stycznia 1898 roku przyszedł na świat Emil Paweł Kieloch (czyli mój dziadek po mieczu i dziadek tych wszystkich kuzynów, którzy są na zdjęciu w poprzednim poście). Doszukiwanie się analogii w datach to moje ulubione zajęcie, więc warto dodać, że nasz Emilek dokładnie 30 lat później wziął ślub z Babcia Heleną.
"...ochrzczony został podług obrządku rzymsko - katolickiego w kościele parafialnym w Czechowicach, gdyż wieś politycznej administracji Dziedzice należała wówczas pod względem kościelnym do parafii rzymsko - katolickiej Czechowice"(E.Kieloch)

Tomasz P. (zazwyczaj nie jest taki poważny:)
Wiem, że bardzo trudno wyobrazić sobie Dziadka jako niemowlę, choć myślę, że był drobnej kości i miał dorosła twarzyczkę, której zarys pozostał na zawsze taki sam. Wielkim podobieństwem do Emila odznacza się mój kuzyn, Tomasz P., nie tylko pod względem wyglądu, ale i badawczego stylu życia. Tak jak Dziadek, został też nauczycielem.
Tomasz P. w 2012 r.





Emil w 1918 r.
Po Emilu na świat przyszła "słabowita" Elżbieta, która zmarła w dziewiątym miesiącu życia. Wreszcie Ludwik, który zmarł z powodu przeziębienia. Prababka Marjanna w ciągu czterech lat straciła troje dzieci. Przy życiu pozostawał szczęśliwie, Emil. 1 września 1901  Marjanna powiła bliźnięta - Franciszka i Józefa. Około 1904 roku Józef zmarł:

"Jeszcze dotąd przypominam sobie ostatnie chwile tego dziecka. Było to już w nowym budynku. Leżało w kołysce w izdebce zwanej przez rodziców małą pomiędzy kuchnią a "wielką" to jest gościnną izbą (można by po staropolsku nazwać ją świetlicą). Przy kołysce siedziała mamusia, Józef oddychał ciężko, była to już agonia.Zdaje się, że mamusia  świeciła mu już gromniczkę to znaczy świecę poświęconą w kościele w święto Matki Boskiej Gromnicznej (nawiasem mogę nadmienić, że w imieniny mojej matki).Jak długo trwała agonia dziecka nie wiem. Wiem, że dziecko zmarło w piątek o trzeciej godzinie po południu. Wtedy wiedziałem już o tym, że Chrystus zmarł na krzyżu także w piątek o trzeciej godzinie  po południu, bo o tym mówiłem komuś może kolegom lub służącym. Musiałem już wtedy uczęszczać do szkoły, bo tylko na nauce religii mogłem te religijne szczegóły zdobyć"(E.K)


Franciszek Kieloch, brat Emila Kielocha 
Drugi z bliźniąt, Franek, był całe życie słabowity. Podobno Marjanna i jemu paliła już gromniczkę, ale przeżył i doszedł do siebie. Franek uczęszczał do niemieckiej szkoły w Bielsku i mieszkał na "stancji". Nabawił się gruźlicy, ale cudem wyzdrowiał. W czasach studenckich (ukończył Akademię Handlową odpowiadającą średniej szkole zawodowej) w Krakowie zachorował na serce. Po ślubie z Anielą Buczkówną (5 stycznia 1929) rozchorował się na woreczek żółciowy. Miewał też częste krwotoki z nosa, które wiązał z nadciśnieniem. Mimo tych dolegliwości zbudował w rynku dom, założył sklep sprzedaży detalicznej, a w latach późniejszych zakonspirowaną gospodę:). (podoba mi się określenie, ze coś jest zakonspirowane:):):) mogłabym sama konspirować:)

Franciszek miał wyjątkowego pecha. Był jeszcze małym chłopcem, gdy starszy o trzy lata Emilek wpadł na pomysł, by łapać chrabąszcze majowe ("melolontha melolontha" - hasło pewnej imprezy w gronie Kuzynów - wszyscy oni wiedzą o co biega:). Wdrapał się na podsunięty przez brata stołeczek, by sięgnąć małego okienka, gdy nagle zachwiał się i spadł uderzając w kozidło kołyski. Rozciął czoło, które musiało być szyte. Jako dziesięciolatek spadł też z gruszy na stos wykarczowanych w lesie pnioków. Połamał żebra, które zostały źle poskładane. Z wiekiem zaowocowało to wysadzeniem ramienia: "zniekształcenie plec choć może niewielkie, ale wyraźne pozostawało" (E.K) Nie dość nieszczęść spadło na Franciszka, bowiem kilka lat później w czasie pracy "u goja", koń kopnął chłopca w twarz ubijając kawałek nosa!: "który jednak trzymał nasady zwisając w dół". Paweł, ojciec chłopców, doradzał, żeby przyłożyc w to miejsce liść babki lub koniczyny, ale chłopiec skorzystał (za namową Emila) z usług doktora Bronisława Wachulskiego. Nos zrósł się, a po wypadku została prawie niewidoczna blizna. 
5 stycznia 1929 roku Franek poślubił Anielę Buczkównę. Wcześniej służyła ona na gospodarstwie Kielochów. Mimo mezaliansu, za jaki można było poczytać ten związek, rodzina jak najbardziej skłaniała się ku niemu. Żona dbała o Franka, okazała się też zaradną i  zadbaną kobietą. Mimo swego inwalidztwa, Franciszek postrzegany był jako człowiek schludny i elegancki. Często zakładał sweter w szpic zapinany na guziki. Ten pogodny z natury i wbrew wszystkiemu człowiek, cieszył się powszechnym szacunkiem ze względu na swoją inteligencję i sprawiedliwy osąd różnego typu sytuacji życiowych. Był małomówny, konkretny i nie tolerował plotkarstwa. Potrafił uciąć rozmowę dwóch pań z rodziny, krótkim: "A czego od niej chcecie?!" ( ja wiem, którym paniom przerywał, ale nie powiem, hihi - przyp. swojana). Lusia, córka Emila Kielocha, gdy nie mogła dojść do porozumienia ze swoim ojcem, prosiła o pomoc wujka. Ten niezwłocznie udawał się do brata i brał dziewczynę w obronę. 
Sklep, w którym pomagała mu żona, prosperował bardzo dobrze. Sprzedawał w nim kawę, którą wypalał na miejscu z zielonych jeszcze ziaren. Na ladach stały szklane słoje z cukierkami, które pakował własnoręcznie do papierowych torebek. 
Franciszek i Aniela doczekali się czworga dzieci: Jadwigi, Włodzimierza, Zdzisława i Anny (Hanki).
        Pod koniec życia zachorował na raka trzewi i zmarł na stole operacyjnym w Katowicach 19 marca 1959 roku.
Amalja Kielochówna, siostra Emila
Zwali ją w rodzinie Malką. Urodziła się 8 sierpnia 1904 roku (przedwczoraj minęła108 rocznica jej urodzin). Żyła 14 lat. Kim byłaby  Malka? Ze świadectw szkolnych, które po niej pozostały, wynika, że była dość zdolna. Edukację rozpoczęła w czteroklasowej Publicznej Szkole Ludowej w Dziedzicach. Początkowo uczyła się średnio, choć obyczaje, czyli zachowanie, oceniano jako chwalebne:) Pewną trudność sprawiała jej nauka czytania i rachunki.  W ciągu czterech lat nauki wykazała się zdolnościami w zakresie kaligrafii, rysunku, historii naturalnej. Dopiero w ostatniej klasie uzyskała najwyższe noty ze wszystkich wykładanych przedmiotów w każdym z czterech ocenianych kwartałów roku szkolnego. O gwałtownym rozwoju intelektualnym Malki świadczą też oceny uzyskiwane w następnej już placówce edukacyjnej - Prywatnej Szkole Wydziałowej Męskiej Towarzystwa Szkoły Ludowej w Dziedzicach, do której uczęszczała od 1915 roku. Oceny pogarszają się w 1916 roku, świadectwa są wypisywane w języku niemieckim, a w miejscu dotychczasowej pieczęci Polskiej Szkoły Wydziałowej pojawia się Katolishe Privat Madchen.  Amalia zmarła na gruźlicę którą zaraziła się od krów. Nie doczekała dorosłości. Ta szczupła, smutna dziewczynka, z włosami starannie zaczesanymi do tyłu i skupionych, poważnych oczach, odeszła cicho, a my możemy jedynie wyobrażać sobie jak wyglądałoby jej życie, gdyby pozostała...
 O śmierci siostry Emil dowiedział się podczas pobytu w wojsku austriackim we Włoszech w 31pułku strzelców (schutzen regiment), a wiadomość otrzymał telegraficznie po kilku tygodniach.
 Stanisław  i Amalja Kieloch
"I zaszło coś jakby się zmarła siostrzyczka opiekowała mną po swojej śmierci. Bo telegraficzne zawiadomienie o jej śmierci przyszło akurat do Rawozy akurat wtedy, gdy front włosko austriacki miał się  za dosłownie kilka dni rozpaść i ja zdołałem jeszcze na czas wyjechać z Włoch na należący mi się urlop po śmierci siostry[...] Jak mi później opowiadano Austriacy ogłosili zawieszenie broni w wojsku. Ale wojska włoskie natarły z bronią w ręku i doszło tu i ówdzie do walk" (E.K)
         W 1907 roku Marjanna powiła kolejnego syna - Stanisława, który w przyszłości przejął gospodarstwo Kielochów Wrónów po zmarłym Pawle (+17.02.1029). Od zawsze interesował się pracą na roli i końmi. Pozostali bracia mieli zupełnie inne zainteresowania. Stanisław po ukończeniu szkoły wydziałowej, ukończył zawodową szkołę rolniczą w Międzyświeciu. Szczególnie fascynowały go maszyny rolnicze i nowe technologie produkcji: "Pomagał jakiemuś przedwojennemu agronomowi w doświadczeniach z nawozami sztucznymi, dostarczył grządek na te doświadczenia, nadzorował je i wogóle stosował się do poleceń wspomnianego agronoma w jego pracach badawczych".(E.K)
Jako pierwszy w Dziedzicach użył prądu elektrycznego do napędzania młockarni i usunął przestarzały kierat (grępel) z zaprzęgiem konnym. Kupił przy pomocy kółka rolniczego nowoczesny traktor, by wyeliminować konie. Był czynnym członkiem Ochotniczej Straży Pożarnej w Dziedzicach: "A więc zapowiadał się jako obywatel Dziedzic wprost znakomicie. Miał tylko jeden mankament - był kułakiem".(E.K):)))
Co Emil miał na myśli? Czy fakt posiadania dużego gospodarstwa, czynił Staszka kułakiem? Czy wyzyskiwanie zatrudnianych pracowników? Czy był wrogiem ludu???:) 
 Stanisław poślubił swoją kuzynkę, Helenę Żoczkównę, która przejawiała talenta plastyczne i muzyczne.  Jeszcze w okresie panieńskim pięknie grała na skrzypcach i malowała akwarele. Pragnęła być damą, nie pokochała gospodarstwa.Małżeństwo dochowało się czworga dzieci - Ludmiły, Jadwigi, Stanisława i Jana (zmarł latem 2011).
Staszek zachorował dobiegając czterdziestki. Emil określił jego chorobę mianem sklerozy mózgu, która uniemożliwiała mu pracę fizyczną i umysłową. Pisał o regresie inteligencji. Dziś wiadomo, ze Stanisław miał chorobę Aizheimera. Choroba zaczęła się podstępnie - nagle zaczął dokonywać dziwnych transakcji, sprzedawać coś za bezcen, nie można z nim było nawiązać kontaktu. Kiedy bratankowie zapytali go, czy warto posiać im owies i ile tego będzie z niewielkiego pola koło domu, odpowiadał: "A będzie tego, będzie", "A ile?" - pytali "A będzie, będzie" Ciocia Dania, córka Emila, wspominała kiedyś, że pamięta wujka jak przychodził do niej, gdy była już mężatką i razem z jej małymi dziećmi oglądał bajki, które rozśmieszały go do łez. Fascynował się bajką "Jacek i Agatka".  
Jacek i Agatka w TVP

Codziennie odwiedzał brata Emila. Pewnego razu zamienił płaszcz, zostawił swój, a zabrał należący do bratanka, Bogdana. W ostatniej fazie choroby uległ paraliżowi. Emil twierdził, że choroba brata doprowadziła go do szybkiej śmierci (12.12.1969), bo przeżył ciężkie chwile podczas okupacji hitlerowskiej - wysiedlenie (i to całkiem rozsądny argument, choć samo wysiedlenie, o niczym jeszcze nie świadczy) i...dwa razy spaliła mu się stodoła! (sic! oj Dziadku! to pewnie przez te pożary stodoły...:)).

      Kolejne dziecko Pawła i Marjanny, Walerja, urodziła się 21 stycznia 1910 roku, a zmarła 5 sierpnia 1927 na gruźlicę: "...dr Bronisław Wachulski oświadczył, że dla niej już ratunku nie ma".
Emil czuwał przy siostrze do końca, wierzył, ze jeszcze z tego wyjdzie. Opowiadał jej o swoich dolegliwościach, z których się wyleczył. Chciał, by uwierzyła, że będzie zdrowa. Pod sam koniec Emil odsunął matkę w kąt izby, by Walerka nie wyczytała tego tragicznego smutku w jej oczach i nie uświadomiła sobie, że odchodzi. Dziewczyna zaczęła gwałtownie kaszleć, dusić się, ale na koniec kaszel ustał, a ona jeszcze zapytała brata, czy ją to udusi. "Nikogo jeszcze kaszel nie udusił" - odpowiedział Emil. Potem zasnęła, a gdy się obudziła zaczęła się uważnie przyglądać Emilowi szeroko rozwartymi oczyma, opadła na poduszki i odeszła. Co napisał podsumowując tę śmierć, nie napiszę, bo to bardzo naturalistyczne. Kto chce koniecznie wiedzieć, napiszę mailem.
Marja Kielochówna
          Wreszcie Marja, najmłodsza z dziewcząt, zwana  Manią lub Mańką, ta której zeszyt z wypracowaniami szkolnymi przetrwał do dziś. Staranna kaligrafia, piękna literacko, forma wypowiedzi: "W szkole siostra Maria uczyła się dobrze, czy nawet bardzo dobrze, specjalnie zdradzała talent w wypowiadaniu się na piśmie".(E.K) Urodziła się 26 czerwca 1916 roku, w czasie trwania działań wojennych, zmarła w Prądniku w 1931 roku na gruźlicę: "Z dala od nas spokojnie zasypiała"(E.K). 
     Mańka uczęszczała do Siedmioklasowej Publicznej Szkoły Powszechnej w Dziedzicach, której kierownikiem był wtedy Leopold Piesko.
 Maria była w pełni świadoma, że odchodzi: " Dzisiaj  byłam także do zbadania. Obydwa płuca zajęte.Pani doktor mówiła, że wcześniej trzeba było przyjechać", "ja znów dla powietrza zostałam sama. Gdy przyszłam tutaj cisza i samotność podziałały od razu na płacz. Przyleciał wnet dyrektor i zaczął muwić, że na parę dni tutaj tylko zostanę, potem przeniosą mnie do Litualni. Więc już przestałam litować się nad własną niedolą i niemając nic do roboty zabieram się do pisania" (z listów Marji do domu)

Kielochy (początek lat dwudziestych), od lewej siedzą: Marja, matka Marjanna, stoi Władek, siedzi ojciec Paweł, Walerja.
Od lewej stoją: Staszek, Emil, Franek.

 Zmawiała ponoć modlitwę konających z modlitewnika. Telegraficznie powiadomiono rodzinę Kielochów, że Maria czuje się gorzej. Matka z Emilem wyruszyła nocnym pociągiem pośpiesznym do Krakowa. Gdy dojechali rano, dziewczynka nie żyła. Pochowano ją obok sióstr na cmentarzu w Dziedzicach.
Władysław Kieloch
Najmłodszy z rodzeństwa był Władysław. Podobno jego ulubienicą stała się później moja ciocia, Lusia z Kielochów Szwajnochowa, którą nosił na rękach(rozmowa z Lusią Szwajnoch). Urodził się w 1919 roku w wolnej już  Polsce, a zmarł, zamordowany przez hitlerowców 30 czerwca 1944 w Oświęcimiu, zatruty gazami spalinowymi.
 Ukończył bielską przemysłówkę. Wybuch wojny uniemożliwił mu jednak złożenie egzaminu dojrzałości. Został wcielony do wojska, skąd po krótkiej zbrojnej kampanii antyniemieckiej dostał się do Rumunii. Tam został internowany. Leon Szarek (brat Babci Heleny Kielochowej, żony Emila) przysłał mu pieniądze i list, które miały umożliwić Władkowi przedostanie się do Francji. Niestety gotówkę skradziono i, a chłopak wrócił do okupowanej Polski. Ze względu na obowiązujący przymus pracy zatrudnił się jako hydraulik u Niemca Kurtziusa. Cały swój zarobek oddawał bratu Emilowi, który miał na utrzymaniu liczną rodzinę. Trzeba nadmienić, że Emil uzyskiwał pomoc również od rodziny Sieńczaków (dopiero gdy zatrudnił się jako nocny stróż, pomoc ta nie była już nieodzowna).
Za swój udział w konspiracji antyhitlerowskiej Władek został aresztowany i zesłany do obozu w Oświęcimiu. Emil starał się go wykupić, ale Niemcy, choć przyjęli łapówkę, nie zrobili nic w tym kierunku.
 Przed śmiercią przebywał w bloku 11, gdzie zetknął się z niejakim Czerpakiem, kierownik parowozu kolejowego z Dziedzic. Ten opowiadał później Emilowi o bohaterstwie i spokoju Władka prowadzonego na śmierć: "Zapytałem Czerpaka, czy Władek mówił o tym, kto go sypnął. Mój rozmówca odparł: "Oczywiście zapytałem go o to, ale tylko machnął ręką i nie odpowiedział nic. A gdy zjechał do Oświęcimia sąd, przed którym miał stanąć, wyszedł na rozprawę spokojnie, choć dobrze wiedział, jaki będzie wyrok. Szedł i w ogóle zachowywał się po bohatersku. Wiedział dobrze, co go czeka. To był prawdziwy bohater".(E.K)   
Bracia Kielochowie. Siedzi od lewej: Emil,  Franek, stoją od lewej: Władek, Staszek Kieloch
Roześmiana Lusia Kielochówna na rękach stryja Włądka Kielocha
        Z jedenaściorga dzieci, II wojnę światową przeżył tylko Emil, Franek i Staszek. Władek zginął w Oświęcimiu. Pozostałe umarły w dzieciństwie lub wieku dorastania na choroby, na które nie było jeszcze wtedy ratunku.  Marjanna przeżyła siedmioro. Każda z tych śmierci zostawiała na pewno nieprzemijający ból.