/swojana/

środa, 28 marca 2012

Apel do pana pacana

W mej kształtnej czaszce dziś potańcówka,
łomoty, trzaski, basowe brzmienia, 
pustką rozbrzmiewa ma tępa główka,
echo tańcuje z gracją kamienia.

Gdzie się podziały myśli i słowa, 
co zawsze stały na posterunku?
Ktoś skradł je pewnie, perfidnie chowa,
A ja bezmyślnie chwytam się trunku.

Staję z apelem, co serce skruszy,
złoczyńcy daję swe zapewnienie,
oddaj, choć drucik, co trzyma uszy,
zbrodnia Twa pójdzie wnet w zapomnienie!

Amnestia, wolność, kar darowanie,
choć przebaczenia ani na jotę,
kochałam uszy swoje, pacanie,
zrobiłeś ze mnie biedną sierotę.
/swojana/





Do Doris

Nie piszę, ale będę:)

sobota, 24 marca 2012

Kluski śląskie z Dziedzic

Czasem to, co zwyczajne, staje się wyjątkowe, bo posiada swój  kontekst. Łapczywe pożeranie klusek śląskich (z mlaskaniem i oblizywaniem włącznie), ów kontekst posiada. Po pierwsze kojarzy się z dzieciństwem. Po drugie sam akt lepienia ma w sobie niezwykłą delikatność, bez której kluska śląska, byłaby zwykłym mącznym ulepem, a staje się dziełem sztuki. Dłonie subtelnie krążą naprzemiennie spłaszczając z wyczuciem elastyczną masę. Na koniec muśnięcie opuszkiem palca, by wyrzeźbić ledwo co widoczne zagłębienie, w którym  zagnieździ się niebawem smakowita kropelka sosu. 
Kluski trzeba obdarzyć uczuciem. Odwzajemnią się;)

Kluski śląskie z Dziedzic
ugotować ziemniaki
gorące rozgnieść dokładnie, żeby nie było grudek
ulepić na stolnicy półkulę
narysować na niej krzyż
wyciąć czwartą część (jak kawałek tortu)
wypełnić lukę mąką ziemniaczaną
dodać jedno jajko
wyrobić
uturlać węże i kroić nożem na równe, lecz nieduże kawałeczki
każdy z nich potraktować indywidualnie tocząc dłońmi, lekko spłaszczając 
na koniec delikatnie musnąć palcem
wrzucać na osoloną, gotującą się wodę
Kluski są dobre, gdy wypłyną na powierzchnię.




Tort urodzinowy

Kuba (znany z odcinka o toruńskich piernikach) kuzyn mój niespokrewniony, acz ważny pod każdym względem,  i  Lena, Kobieta, którą Ów (chciałam już napisać "ówże):) miał szczęście spotkać na drodze życia swego, zaprosili mnie na placki ziemniaczane. Niedawno zblazowanym głosem jubilatki, która poczuła ciężar lat spoczywający na jej zmęczonych już nieco ramionach, wyraziłam pragnienie urodzinowe, którego przesłaniem stało się całkowite nasycenie się smakiem placków ziemniaczanych utartych ręcznie (z niezbędnymi składnikami ( Kuba wie, jakie to składowe, hi, hi) i usmażonych specjalnie dla mnie. Marzenia  spełniają się w najmniej oczekiwanym momencie, więc gdy tylko zostałam zawezwana w zawsze gościnne progi ich domostwa, natychmiast podążyłam leśną śnieżką (prawdziwą), by zaznać rozkoszy podniebiennych. 

Jubilatka (w tym gronie seniorka)


       



Sytuacja przerosła moje najśmielsze oczekiwania! Nie dość, że placki!  (nie wspominając o całym procesie technologicznym, he, he). Nie dość, że smalec! (domowej roboty!). To nawet ogórki! Co więcej, gry hazardowe rozbudzające ukryte głęboko pragnienie bogactwa!!! Na mej łabędziej szyi zawisł też jak najbardziej hawajski, kwietny łańcuch:), cudniejszy, niż kolie Kate Middelton:)


Kubo, Leno...zawsze już we wspomnieniach będziecie pachnieć ...plackami, smalcem, ogórkami i hazardem:)

sobota, 17 marca 2012

Serce roście i inne przyległości, czyli TIRAMISU



"Serce roście patrząc na te czasy!", a co jeszcze "roście", gdy spożywa się takie smaczności? Co tam! Żeby żyć trzeba mieć solidną podstawę i mocne zawieszenie;)


Deser tiramisu jest naturalną konsekwencją mojego głodu kawowego. Podczas kazania w środę popielcową ksiądz  zachęcił mię do ujęcia sobie czegoś, co sprawia największą przyjemność. Długo dumałam, a że przez chwilę zapragnęłam być nabożna, wymyśliłam więc kawę, która towarzyszką moją była nieodłączną od lat. Gdyby ktoś utoczył mi krwi, to właśnie kawą bym spłynęła:) Wyrzeczenie trudne, kawa została porzucona i zdradzona....(choć już po dwóch tygodniach ścisłego postu wraca do łask),  mizerna jest i cicha, nie próbuje mnie już zdominować, raczej wkrada się dyskretnie w moje łaski...
I właściwie nie rozumiem dlaczego ją porzuciłam.
Tiramisu

 4 jajka
4 łyżki cukru 
250 g serka mascarpone
300 ml mocnej zaparzonej kawy (espresso)
4 łyżki włoskiego likieru migdałowego "amaretto"
podłużne biszkopty (24 sztuki)
2 łyżeczki kakao


Przygotowujemy mocną kawę - 4 łyżeczki kawy na 300 ml wody-więcej niż szklanka). Studzimy. Żółtka ucieramy z cukrem na gładki kogel-mogel. Dodajemy serek mascarpone i mieszamy bardzo dokładnie, aby nie było grudek.
Białka ubijamy na pianę (najlepiej schłodzić lekko wcześniej i dodać szczyptę soli - lepiej się wtedy ubija). Dodajemy je do masy jajeczno – serowej i bardzo delikatnie łączymy. Kawę mieszamy z amaretto.
Biszkopty moczymy w kawie i wykładamy do foremki (albo od razu do pucharków). Nakładamy połowę masy z mascarpone i posypujemy kakao. Potem znowu namoczone biszkopty (najlepiej w drugą stronę) biszkopty i masę serowa. 
Na koniec posypujemy (przez sitko) kakao. Chłodzimy w lodówce minimum 4 godziny, aż biszkopty nasiąkną wszystkim i smaki się przegryzą. 


wtorek, 13 marca 2012

Dom Babci Marysi i Dziadzia Władzia na Traugutta

zdjęcie, lato 2011
Rodzice mojej Mamy, Marysia i Władzio Paszkowie, mieszkali początkowo w Dziedzicach obok cmentarza ewangelickiego w domu pradziadków Francuzów. Do domu na Traugutta trafili później. Były to nauczycielskie mieszkania służbowe. Budynek wcześniej otoczony łąkami i ogrodami, za czasów mojego dzieciństwa stał już przy samej ulicy. Okna Dziadków to te po lewej stronie. Mieszkanie po prawej zajmowała Lusia Szwajnoch (zd. Kieloch, siostra Taty Leszka) z rodziną. Obecnie mieszka tam bardzo miła dziewuszka, zwana Danasią. Dobre to dziewczę, "czem chata bogata". Walcie jak w dym:))) Mocnośmy zresztą spokrewnione i mamy plany:)
A oto i ona, nieśmiało zerka zza moich pleców, bo bardzo jest skromna:))), choć całkiem niegłupia!

Obok domu Dziadków znajdował się stary budynek, w którym, jeśli się nie mylę, szewc "szył" buty:), a przed wojną...? Trzeba zapytać Danasi...ona już wtedy chyba żyła:)))

środa, 7 marca 2012

Dzień Kobiecości


8 marca

Goździkami się zbudzić
w różu i czerwieni,
asparagusem okryć,
co zielenią się mieni,
wstążeczką cienką przepasać
od głowy po stopy,
jestem ponętnym bukietem,
zabijajcie się chłopy!:)

                                                    /swojana/


wtorek, 6 marca 2012

Laurka na Dzień Kobiet:) w wigilię

Dla "armatorów" chałwy;)

swojana cake:)

Przetestowałam kolejne ciasto ze strony moje wypieki. Tym razem skojarzenia smakowe błądzą gdzieś w okolicach basenu Morza Śródziemnego: słodko, lepko, ciężko. Ciasto smaczne, jeśli ktoś lubi chałwę, ale mimo zachęcających widoków, trochę mnie zawiodło. Spodziewałam się czegoś lżejszego, subtelniejszego...Jeśli jednak ktoś chciałby spróbować, podaję linka: 

Ciasto nosi tytuł:  Ciasto z gruszkami, migdałami i tahini (tahini to pasta z ziaren sezamu, którą można zrobić samemu)

poniedziałek, 5 marca 2012

Pan z siatką w kratkę


Kolejka z Redłowa do Wrzeszcza. Zajęłam miejsce pod oknem, tyłem do kierunku jazdy, bo tak lubię. Nie było tłoczno, więc w miarę wygodnie ułożyłam gitarę, wypożyczoną dla Jagody i zaczęłam smsować, jak to ja.
- Droga taka gitara? - przysiadł się pan z siatką w kratkę
- A nie wiem, to pożyczona, pewnie ze dwieście - spięłam się, wybiłam z smsowania.
- A to dobrze grać na takiej gitarze. Wie pani, jak młodzież gra na instrumencie, to przynajmniej się czymś sensownym zajmie. Dobra rzecz.
- Ano dobra.
- A wie pani, że badania wykazują, że w naszym kraju spadło spożycie wódki?
- Hm...tak? Nie, nie wiedziałam.
- Tak, wie pani, więcej piją teraz lekkich, takiego wina, piwa albo koniaku. Ale wódki mniej.
- To dobrze chyba.
- No dobrze. O, znów stoimy. - pociąg zatrzymał się między stacjami - Jeżdżą wahadłowo, bo w Sopocie robią to przejście podziemne, wie pani.
- Uhm - jakie przejście?
- A pani z Sopotu?
- Nie, dalej jadę.
-Z Gdańska?
-Tak, tak.
- A ten wasz Adamowicz (prezydent Gdańska - przypisek Baśki) szkoda gadać! Stadion pobudowali i tylko straty będzie przynosić!
- Tak, tylko na Euro, a potem będzie stał pewnie.
- Ile tam meczy Lechia zagra? Lepiej zrobiliby studzienki ściekowe i coś dla ludzi. Bez głowy te inwestycje. Wie pani, jak Kaczyński był prezydentem... - spięłam się,  zaczyna się, kolejny będzie gadał o polityce - to on dbał o takiego zwyczajnego człowieka, o biednego...
- Ja tam nie wiem, kto tam się troszczy o biednego człowieka? Sam się każdy musi troszczyć. Wie pan, ja mam wrażenie, że jak już ktoś jest tam na górze, to nie myśli naszymi kategoriami.
- No tak, ale tak mi się zdaje, że ten się troszczył.
- Jest jak jest, byleśmy nie tracili dobrego humoru.
- No tak, ja sobie tak tylko gadam. Trzeba trochę pożartować.
Przystanek Sopot Wyścigi. Pan z siatką w kratkę wysiadł bez do widzenia. Za tę mękę należało mi się choć "do widzenia". Prawda???:)

niedziela, 4 marca 2012

Pradziadek Paweł Kieloch - dziedzic na Piasta 6

            Paweł (mój pradziad po mieczu) przejął gospodarstwo na Piasta już pod koniec XIX w. Zgodnie ze zwyczajowym prawem młody gospodarz zobowiązany był zapewnić opiekę matce, jak i jej mężowi, a swojemu ojczymowi, Jurczykowi. Na jego barkach ciążyła też spłata "niewywianowanego" rodzeństwa (jak przypuszcza Emil Kieloch, mój dziadek, jego stryjowie - Franek, Jędrys i Józef zostali spłaceni wcześniej). Bracia mieli otrzymać po 2000 reńskich, trzy dojne krowy, jednego konia, a siostry tę samą kwotę, co bracia, ale po sześć krów. Wiana nie otrzymał Jakub, który wyemigrował do Ameryki i przyrodni brat, Ludwik Jurczyk, przeznaczony do stanu duchownego (co zresztą nie doszło do skutku "krew nie woda, majtki nie pokrzywy:). 
        Poza spłatą, pradziadek musiał przekształcić zaniedbane i nienowoczesne gospodarstwo ojców. I tak tradycyjny cep do młócenia zboża zastąpiono częściowo młockarnią.  W 1895 roku wraz z  innym gospodarzem - Budnym - Szymoszkiem, zakupili maszynę do kopania ziemniaków. Nabytek był tak unikatowy, że wypożyczali go gospodarze z Czechowic, Zabrzega i Jasienicy. To ziemniaczane cudo spłonęło w stodole podpalonej 1 II 1945 roku przez niemieckiego żołnierza, a więc służyło...pół wieku! Gdy pomyślimy, ile lat służy nam współcześnie sprzęt, czy to jeżdżący,  piorący, czy jeszcze jakiś inny, uświadamiamy sobie jak solidne były dawniejsze urządzenia. Świat schodzi na psy!
      Kolejne koszta, jakie musiał ponieść Paweł dotyczyły domu. Większa jego część (mieszkanie i pomieszczenia gospodarskie) składały się z drewna, z cegieł zaś wyłącznie chlew, zresztą bardzo zrujnowany. 
        Małżeństwo z bogatą Wrzołówną nie było przypadkowe. W dniu ślubu Maria (Marjanna) liczyła sobie 18 lat. Paweł był starszy o równe dziesięć (o dziwo! obydwoje urodzili się 24 stycznia, tego samego dnia urodził się w 1935 roku ich wnuk, a mój Tata - Leszek Kieloch). Maria ukończyła dwie klasy czterooddziałowej szkoły ludowej w Zabrzegu, Paweł ukończył szkołę ludową w Dziedzicach.
Straż Pożarna - zdjęcie niezidentyfikowne, znalezione w archiwach rodzinnych (można próbować identyfikować Kielochów po ich znaku szczególnym, uszach:) - jak dla mnie środkowy rząd, trzeci z lewej  - pradziadek Paweł, a pierwszy z lewej to jego brat, Franek. Widziałam go już w tym kapeluszu na jakimś zdjęciu z małym bratem dziadka Emila, Władkiem )
Jak przystało na bogatego gospodarza udzielał się społecznie. Szczególnie bliska jego sercu była działalność w Ochotniczej Straży Pożarnej w Dziedzicach, której oddawał się z pełnym poświęceniem. Paweł należał zresztą do grona założycieli tej instytucji: 
"I rzeczywiście w roku 1892 założono w Dziedzicach Ochotniczą Straż Pożarną [...] Pewnym jest, że lista założycieli obejmowała następujące osoby [...], rolnik Kieloch Paweł (za E. Kielochem, Jubileusz 55 - lecia Ochotniczej Straży Pożarnej)
"Postać  jego w moich wspomnieniach zawsze kojarzyła się z mundurem strażackim. Widzę go dotąd, przypominając sobie lata dziecięce, jak czyści błyszczące jak złoto guziki paradnego munduru strażackiego i błyszczący hełm blaszany" (E.Kieloch, W polskiej szkole elementarnej. W niemieckiej szkole ludowej i  wydziałowej.) 
Aż do 1929 roku piastował w niej stanowisko zastępcy naczelnika. Oprócz tego należał też do zarządu Czytelni Katolickiej.
        Już następnego dnia po ślubie "Wrónino" (żona Pawła Kielocha - Wrony) przybyła na gospodarstwo męża. Nie zastała tu żadnych luksusów, a warunki życia w niczym nie przypominały jej rodzinnego domu. Poza matką i ojczymem Pawła, nikt nie sypiał w łóżkach. Normalnym i nie wzbudzającym zdziwienia miejscem nocnego wypoczynku mieszkańców gospodarstwa były stajnie, stodoły,chlewy, ławy i  podłogi w izbach. Jednak jakiś czas po ślubie para młoda doczekała się drewnianego łoża. 
        Młode małżeństwo prowadziło swoje gospodarstwo wzorowo, a stopniowo uzupełniano je o kolejne zdobycze cywilizacyjne: młockarnię konną, uruchomianą przy użyciu kieratu; młynek do oczyszczania ziaren wymłóconego zboża; kosiarkę do trawy(!);sieczkarnię i wspomnianą wcześniej maszynę do kopania ziemniaków.  Udało się także przeprowadzić drenaż niektórych pól uprawnych. Co więcej, trud włożony w unowocześnienie gospodarstwa, połączony był z mozolną budową nowego, murowanego budynku mieszkalnego, który zachował się do dziś!
         W 1902 roku Paweł zakończył budowę ceglanego domu. Pod jego dachem znalazły się pomieszczenia mieszkalne, jak i gospodarcze tj. dwa mieszkania, w tym jedno jednoizbowe na poddaszu, spiżarka, komora, stajnia, obora i chlewki. Tylko zachodnia część była w całości podpiwniczona. 
Marja Kielochówna, Ćwiczenia polskie, Nasz dom w porze zimowej, 1927 (siostra dziadka Emila)
        Jak wyobrazić sobie dom Kielochów? Jaki był naprawdę - surowy, czy przytulny? Tak opisuje go Maria Kielochówna, siostra dziadka Emila w wypracowaniu szkolnym:

"Zima jest bardzo miłą porą roku. Drzewa i ziemia pokryte są białą warstwą śniegu. Także dach domu, w którym mieszkam, jest pokryty śniegiem, a u jego brzegów wiszą sople. Dom nasz jest parterowy. Frontem jest zwrócony na południe do ogrodu. Zajmuje cztery pokoje, stajnię i oborę. Obok domu jest zbudowana stodoła. Obok jest buda dla wiernego stróża - psa. Dom nasz jest z dwóch stron otoczony ogrodem. W osobnym ogrodzeniu na wiosnę sadzimy kwiaty, trochę dalej zaś warzywa. Następnie rzędami są posadzone drzewa. Teraz pokryte jest jednak wszystko śniegiem. W ogrodzie znajduje się taka mała sadzawka w zimie zamarznięta. Na nią też chodzimy w wolnych chwilach się ślizgać".

cdn

sobota, 3 marca 2012

Jabłkowy sad, czyli szarlotka w obłoku śmietany i wedlowskiej czekolady


To coś pomiędzy szarlotką a wuzetką. Na specjalne okazje. Delikatnie rozpływa się na podniebieniu. Doskonale skomponowane połączenie kwaśnych jabłek, słodyczy bitej śmietany i goryczy wedlowskiej czekolady na biszkoptowym spodzie, jest czymś zupełnie wyjątkowym. Upiekłam to dla Doris ze Stogów, bo jutro zachodzi do nas w gości, a gość w dom Bóg w dom:)
Baśka i Doris na poobiednim spacerze
w Teatrze Leśnym na Jaśkowej
Dolinie(PS. Od jutra się odchudzam:)
Biszkoptowy spód:

2 jajka
1/3 szklanki cukru
5 dag mąki pszennej
2 dag mąki ziemniaczanej

Białka ubić na sztywno, stopniowo dodawać cukier, potem kolejno żółtka. Na końcu wsypać połączone mąki i zmiksować na najmniejszych obrotach miksera. Przelać na małą tortownicę o średnicy 20 wyłożoną papierem (tylko dno, a brzegów tortownicy nie trzeba natłuszczać). Piec w 170 st.C przez około 20-25 minut. Sprawdzić patyczkiem. Po upieczeniu wyjąć natychmiast z piekarnika i upuścić na ziemię z wysokości pół metra (naprawdę!jak wieść gminna niesie, wtedy nie opadnie). Włożyć jeszcze na chwilę do uchylonego piekarnika do wystygnięcia. Wyjąć i odwrócić do góry nogami, żeby spód stał się wierzchem:)(lepiej przywrze masa jabłkowa) Nasączyć ciepłą wodą z cytryną.
Jabłka:

1 kg jabłek
1/4 szklanki wody
galaretka cytrynowa
cynamon
cukier waniliowy

Jabłka obrać, pokroić na kawałki. Włożyć je do garnka, wlać wodę, wsypać cukier i cynamon wg upodobania. Dusić na wolnym ogniu po przykryciem, aż jabłka będą bardzo miękkie. Można je rozgnieść na miazgę lub zblendować. Do gorących jabłek wsypać całą galaretkę i dobrze wymieszać. Odstawić do wystygnięcia. Przełożyć na biszkoptowy spód, wyrównać. Włożyć do lodówki.
w tym czasie ....Obłoczek ze śmietany:

500 ml śmietany 36 % z Łowicza
2 łyżki cukru pudru
cynamon
 1,5 dag żelatyny
1/4 szklanki wody
Schłodzoną śmietanę ubić, pod koniec dodać cukier i cynamon (nie ubijać za długo, bo śmietana się może "zmaślić" i będzie wtedy łeee!). Żelatynę rozpuścić w 1/4 szklanki gorącej wody. Przestudzić i letnią wlać do śmietany. Wyłożyć na warstwę jabłkową.
Polewa z gorzkiej czekolady (na oko):

tabliczka gorzkiej czekolady
ok.150 ml mleka
Czekoladę rozpuszczać w parowej kąpieli (garnek z kostkami czekolady położony na garnku z gotującą się wodą) mieszając. Dolać mleko, zamieszać. Gorącą płynną czekoladę zdjąć z ognia i przestudzić. Pilnować, żeby nie zaczęła krzepnąć. Gdy jest chłodna (ale jeszcze lejąca), wyłożyć na bitą śmietanę. Włożyć do lodówki.

Ja tu byłam, miód i wino piłam:) Jedzcie, Przyjaciele, czyńcie sobie i bliskim dobrze:) Wasza Basieńka
                           Przepis znaleziony na stronie moje wypieki, odrobinę zmodyfikowany.

Ach,Wiosno, Babo Ty!


To promykiem ciepłym nas łaskocze 

otulając światłem trudne ziemskie sprawy, 
zaś nazajutrz deszczem ciągnie za warkocze 
i odkrywa, żeś jest lewus  a nie prawy.
 I pociąga uczuć sznurki bezlitośnie,
 tyś zaś kukłą, co na sznurkach onych skacze, 
Wiosna westchnie -  ty w te pędy służysz Wiośnie, 
lecz nie spojrzy, gdy człek w kątku rzewnie sobie płacze!
 Ptakiem niby wdzięcznie o poranku śpiewa, 
budząc trelem kocięta na ganku, 
a w południe wiatrem szarpie drzewa
 i mży w gębę twą szlachetną na przystanku. 
wrzeszczańskie przebiśniegi
Mami ciepła fałszywą pokusą: 
"zdejmij czapę, zzuj kozaki białe",
 więc zakładasz swą koszulkę kusą, 
a ta śniegiem prószy w oka twego gałę. 
Przebiśniegi wtyka w grządki  tak uroczo, 
że aż czasem człek je w dłonie głodne Wiosny łapnie
 i powąchać tylko pragnie je ochoczo, 
lecz najpewniej cud ów biały w palcach jego klapnie.
A gdy skończy, Larwa, z tymi chimerami 
i porzuci fanaberie z piekła rodem, 
to odjeżdża w inne, zimne, obce światy 
swym motylim, z traw utkanym, samochodem.
I zostajesz sam ze sobą w zieloności, 
co za chwilę Latem będzie okraszona,
 a zwątpienie w głębi serca twego gości, 
bo znów zwiała ta kapryśna narzeczona.
I w twych  myślach kiełkuje  nieśmiało
oczywista o Wiośnie opinia:
Bab podstępnych jak Ona jest mało,
prawdę mówiąc ta Wiosna to świnia!



/swojana/